W niedzielę zawodnicy, wraz ze swymi psami, dokonali uroczystego przejazdu przez ulice Anchorage. Mieszkańcy największego miasta Alaski tłumnie żegnali prezentujące się drużyny.

Właściwa trasa wyścigu wiedzie z miasteczka Willow, leżącego 130 km na północ od Anchorage. Tam kończą się bite drogi i rozpoczyna prawdziwa alaskańska głusza, stamtąd też wyruszyli w poniedziałek poganiacze psów. Ich szlak prowadzić będzie aż do Nome nad Morzem Beringa, przecinając po drodze całą kontynentalną Alaskę. Gruba pokrywa śniegu nie przeszkodzi wytrzymałym psom alaskańskim (krzyżówki husky i malamutami) w dotarciu do celu.

Reklama

37. edycja wyścigu Iditarod upamiętnia ekspedycje ratunkowe, które podczas zarazy w 1925 r. dowoziły psimi saniami lekarstwa w okolice Nome.

W tym roku, w porównaniu z latami ubiegłymi, ruszyło do wyścigu znacznie mniej zawodników. Kryzys spowodował, że mało kogo stać było na zapłacenie 4 tys. dol. wpisowego. Jednak wysokość głównej nagrody nie uległa zmianie: stanowi ją 69 tys. dol. plus nowiutkie sanie do psiego zaprzęgu. Faworyt zawodów, Lance Mackey, niezagrożony dociera właśnie do mety w Nome.

Reklama

Iditarod jest wyścigiem międzynarodowym, ale bezkonkurencyjnymi zwycięzcami w prawie wszystkich zawodach byli, jak dotąd, obywatele USA, głównie rdzenni Alaskańczycy. W wyścigu psich zaprzęgów startują również kobiety.

Zobacz bieżącą relację z wyścigu