>>>Zobacz listę stu najbogatszych Polaków

Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin: Stracił pan dwa miliardy 800 milionów złotych...
Michał Sołowow: Nie wiem. W jakim czasie?

Reklama

W ciągu roku.
Dobrze.

Dobrze?
Ta informacja nie ma istotnego znaczenia. Mówimy o wirtualnych pieniądzach. Dziś moje akcje warte są mniej, jutro więcej, to niewiele zmienia w moim codziennym życiu.

Pochłania pana kryzys?
Pochłania mnie w stu procentach i to od wiosny 2008. We wszystkich firmach, które do mnie należą, wprowadzony został projekt oszczędnościowy Arka Noego. Obniżamy koszty działalności, płace. Zatrudnialiśmy 17 tys. ludzi, prowadząc produkcję w sześciu państwach, a sprzedaż na terenie całej Europy. Na koniec lutego niestety pracowało dla nas już tylko 12 tys. 800 ludzi. Oszczędzamy na zakupach, procesach produkcyjnych i inwestycjach. Praktycznie w każdej dziedzinie, w której jest to możliwe, a nawet w takich, w których jest to niemożliwe.

Reklama

Czyli człowieka z czołówki listy najbogatszych Polaków kryzys pochłania tak jak zwykłego kredytobiorcę.
Sądzę, że mnie o wiele bardziej... Chociaż nie, nie chciałbym kwantyfikować. Kryzys pochłania mnie mocno. Dlatego ciężko pracuję, po 10 godzin dziennie, jak wszyscy.

Jednak nie ma pan na co się skarżyć. Zajmuje pan trzecie miejsce na liście najbogatszych Polaków.
Jakie to ma znaczenie, to nic praktycznie nie zmienia.

Reklama

Pewnie dobrze to wpływa na samopoczucie. Pan stracił, ale inni też stracili, nie zostawili pana w tyle. Jest pan wciąż w czołówce.
Mam się cieszyć, że wszystkim jest źle? Kiedy moim konkurentom i biznesowym przyjaciołom będzie lepiej, będę się z tego cieszył, bo i mnie będzie lepiej, dziś jest mi smutno.

Śni się panu czasami, że stracił pan cały majątek?
Nie, jestem od lat odporny na stres i żyję w nim permanentnie. Ta sytuacja mnie nie przeraża. Jednak jest to na pewno największy kryzys od powstania w Polsce wolnej gospodarki. Nie pamiętam równie złej sytuacji.

Dlaczego więc ta sytuacja pana nie przeraża?
Są ludzie, których trudne sytuacje mobilizują, którym trudności podnoszą adrenalinę. Ja do nich należę. Jestem dzisiaj mocno zaangażowany w tę grę, od rana do nocy, to mnie pasjonuje i ekscytuje. Trudne sytuacje wyzwalają we mnie dodatkowe zasoby energii. Dlatego teraz nie paraliżuje mnie lęk, nie mam depresji, tylko działam na pełnych obrotach. Może to śmieszne, ale szukałem takiej adrenaliny w rajdach, a teraz mam ją w pracy.

A czy kryzys wpływa na pana styl życia?
Zdecydowanie żyję oszczędniej. Ale nie tylko ja. Kiedy ten kryzys się skończy, wszyscy obudzimy się w innym świecie. Będziemy bardziej oszczędni. Jeśli chodzi o kwestie prywatne, to piłka nożna, tenis czy narty nie wymagają istotnych nakładów finansowych i tu nic się nie zmienia. Nie wyobrażam sobie natomiast, że mógłbym teraz kupić sobie nowy samochód, mimo że jeżdżę pięcioletnim. Nie wolno tego robić, zwłaszcza kiedy zmniejsza się płace w firmach i zwalnia ludzi. To byłoby nie fair.

A chodzi pan rzadziej na kolacje w najdroższych restauracjach?
Nie jestem bywalcem. Owszem, zdarza mi się bywać w restauracjach w Warszawie, zazwyczaj służbowo i rzadko. Kiedy jednak jestem, sympatyczni restauratorzy narzekają na mniejszą liczbę klientów - skończyły się darmowe lunche. Tak naprawdę to darmowych lunchów nie było, nie ma i nie będzie, za wszystko trzeba płacić.

Rozumiem więc, że w pana środowisku w czasie kryzysu nie wypada żyć wystawnie.
A co pani ma na myśli, mówiąc o moim środowisku?

Najbogatszych ludzi w Polsce.
Ale to nie jest jednorodne i zorganizowane środowisko. Ma jednak wspólne cechy. Tacy ludzie to zazwyczaj indywidualiści, pewnie pracoholicy jak ja, generalnie w większości ofiary własnego sukcesu. Zazwyczaj niedoceniani, a jednak bardzo ważni dla społeczeństwa, kreują miejsca pracy, dobrobyt i podatki. Znam kilku z nich - Piotra Solorza, Jerzego Staraka, Leszka Czarneckiego, Jana Wejcherta. Mam dla nich ogromny szacunek i podziw, zbudowali wbrew wszystkiemu piękny kawałek Polski i dotyczy to wszystkich tych, którzy są na tej liście.

Najbogatszym ludziom w Polsce wypada dziś być skromnym?
Ja postępuję zgodnie z duchem czasu i swoim sumieniem. Wprowadzam oszczędności na każdym kroku, bo jestem częścią tego systemu i uważam, że tak należy teraz postępować. Nie jest mi szczególnie trudno, bo zawsze byłem raczej oszczędny.

A ma pan jakiś dyskomfort w związku z tymi oszczędnościami? Bo przeciętni ludzie, którzy muszą oszczędzać, mają.
Nie, nie mam. Wierzę, że ci, którzy przetrwają, wyjdą z kryzysu mocniejsi. Poprawią organizację w firmach i w codziennym życiu. Wiele firm przegra, ale będą też zwycięzcy.

To pokrzepiające. Człowiek, który stracił 2 mld 800 mln zł w ciągu roku, mówi, że kryzys może wzmocnić.
Odpowiem, cytując kolegę, który stwierdził: "Dobrze, że ten kryzys przyszedł teraz, bo jeszcze ze dwa lata i naprawdę wszyscy byśmy w Polsce zbankrutowali". Polacy są kreatywni i odważni - damy radę.

*Michał Sołowow, biznesmen i kierowca rajdowy