34-letni Tomasz, brand menadżer w jednej z warszawskich korporacji przyznaje, że wbrew mitom o wyzysku panującym o dużych firmach, w ostatnich latach wcale się specjalnie nie przepracowywał. W jego firmie do tej pory panowała, jak sam to nazywa, dość luźna i przyjazna atmosfera. Kawki, korytarzowe ploteczki, nieśpieszne wertowanie dokumentów, przedłużające się lunche - były na porządku dziennym. ”Nikt mnie nie poganiał, w końcu mój zespół był chwalony za wyniki, firmie dobrze szło, więc nie widziałem powodu, aby dawać z siebie więcej niż to konieczne. Gdy trzeba było mobilizowałem siły, gdy nie migałem się” - tłumaczy.
Tomasz nie jest pod tym względem wyjątkiem. Efektywność pracy kadry zarządzającej pozostawia bowiem wiele do życzenia. Potwierdzają to wyniki internetowych ankiet, które wypełniło 121 polskich menadżerów. Okazuje się, że jedynie 21 proc. respondentów określiło swoje zaangażowanie w obowiązki służbowe wynikające z zajmowanego stanowiska na 100 proc. Przepracowuje się natomiast tylko 15 proc. Reszta w mniejszym, lub większym stopniu się po prostu leni. ”Rzeczywiście odpowiedzi menedżerów, mogą sugerować, że na co dzień nie wykorzystujemy w pełni swoich możliwości” - przyznaje Marek Smolarz, Dyrektor Generalny firmy Diners Club Polska, która odpowiada za badania. Dlaczego pracujemy poniżej możliwości? ”Bo człowiek, to jest taka istota, że jak nie musi, nie czuje jakiejś presji, to wcale nie haruje jak wół” - wyjaśnia Tomasz.
Okazuje się jednak, że kryzys może zmusić szefów do solidniejszej pracy. Ankieterzy zapytali ich: Czy zwiększyłbyś swoją efektywność, aby zniwelować zagrożenia ograniczające działalność twojej firmy w czasie kryzysu? Zdecydowana większość respondentów zadeklarowała aktywną postawę i chęć działania w trudnych czasach. Taką odpowiedź wybrało 79 proc. z nich (45 proc. zdecydowanie tak; 34 proc. raczej tak). Postawę pasywną zdeklarowało jedynie 8 proc. badanych.
”Okazuje się, że w sytuacji kryzysowej pracownicy są gotowi zmobilizować się do efektywniejszej pracy, aby wspomóc firmę, w której działają” - przyznaje Smolarz. Jednak zdaniem ekspertów motorem zmian nie jest wcale dobro firmy, ale troska o własny stołek.
Rzeczywiście w firmie pana Tomasza wraz z nadejściem światowego kryzysu, wiele się zmieniło.
”Gdy zaczęły się pogłoski o zwolnieniach, szefowie dostali polecenia z góry, aby nas bardziej docisnąć, pojawiły się też naciski, aby się bardziej wykazać. Zrozumieliśmy, że to już nie przelewki. Nagle wszyscy zaczęli świetnie pracować” - opowiada.