Od niedawna na czarno pracuje 30-letni Maciej z Tczewa. Mężczyzna zajmuje się serwisowaniem sprzętu komputerowego. Gdy stracił pracę, długo szukał kolejnej. Kiedy więc podczas rozmowy rekrutacyjnej jego obecny szef dał mu do wyboru: 2000 zł pod stołem albo 1500 zł z umową – zdecydował się na to pierwsze. ”Mam na utrzymaniu żonę i małe dziecko. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie odkładam na emeryturę i nie mam ubezpieczenia, ale jakoś sobie radzę” - mówi. I nie ma pretensji do szefa. ”Wiem, że są teraz ciężkie czasy, trzeba sobie radzić, poza tym wielu robi to samo” - dodaje.

Reklama

Potwierdza to najnowszy raport PIP. Jej inspektorzy w ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku przeprowadzili ponad 7,5 tys. kontroli. Sprawdzili legalność zatrudnienia ok. 60 tys. osób. Wyniki inspekcji są jednoznaczne - w Polsce kwitnie szara strefa. Mimo ciągle zaostrzanych kar dla łamiących prawo przedsiębiorców liczba firm zatrudniających na czarno pracowników stale rośnie. A na bakier z prawem jest prawie 45 proc. przedsiębiorstw. ”To nie jest kwestia sankcji i restrykcji, ale zmiany mentalności i podejścia do obowiązującego prawa. W Polsce istnieje nadal przyzwolenie dla takich praktyk” - uważa Danuta Rutkowska, rzeczniczka PIP. Jak podkreśla, często pracownicy sami rezygnują z umów, przystając na każde warunki, bo wymusza to na nich aktualna sytuacja. ”Trwa kryzys, a muszą zapewnić środki finansowe na utrzymanie rodziny. Z drugiej strony pracodawcy twierdzą, że nie stać ich na ponoszenie tak wysokich kosztów pracy” - dodaje Rutkowska.

Rzeczywiście przedsiębiorcy narzekają na to od lat. ”Do każdej złotówki, którą wydajemy na wynagrodzenie, musimy na podatki i składki dołożyć 70 groszy” - wyjaśnia Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych ”Lewiatan”. Jego zdaniem państwo, tworząc tak duże obciążenia, niejako samo wymusza nieuczciwość. ”To oczywiście karygodne, ale w efekcie szacuje się, że co piąty Polak pracuje w szarej strefie. W kryzysie z pewnością ta liczba jeszcze wzrośnie” - dodaje Mordasewicz.

Coraz częściej nielegalnie pracują w Polsce także cudzoziemcy. Spośród skontrolowanych 2,2 tys., którzy powinni posiadać zezwolenie na pracę, takiego dokumentu nie miało 311 (wśród nich 84 Ukraińców, 43 obywateli Chin oraz po 34 Hindusów i Białorusinów). To ponaddwukrotnie więcej niż rok wcześniej.

Czy także obcokrajowcy wolą pracować na czarno, w zamian za większe pieniądze? ”W przypadku Ukraińców czy Białorusinów przeważnie tak jest. Nasi sąsiedzi mają znacznie większą wiedzę o obowiązujących przepisach i decydują się na nielegalną pracę świadomie” - uważa Jarosław Leśniewski, dyrektor departamentu legalności zatrudnienia PIP. Zupełnie inaczej jest w przypadku przybyszów z Azji. ”Oni bardzo często pierwszy raz są w Europie, nie znają obcych języków, realiów, znacznie łatwiej ich oszukać” - dodaje Leśniewski.

Tak było właśnie w przypadku Chińczyków, o których mówiły ostatnio media. Pracowali na kilku śląskich budowach. Wystraszeni, zabiedzeni mężczyźni mieszkali na terenie nieukończonego domu w Mysłowicach. Od kilku miesięcy nie dostawali żadnego wynagrodzenia. Najpierw oszukał ich chiński pośrednik, potem wykorzystali Polacy. Niedługo zostaną deportowani.