Apolityczni marzyciele
Rafał Matyja ma rację, pisząc, że jesteśmy apolitycznym pokoleniem. Większość mojej generacji nie chce mieć nic wspólnego z polityką, jej świat nas denerwuje. Jak słusznie zauważył Matyja, jesteśmy nastawieni na konkret, więc kiedy widzimy w telewizji wiecznie uśmiechniętego, wręcz „pajacowatego” Marcinkiewicza czy premiera Tuska mówiącego, że wszystkie polskie problemy rozwiąże miłość, to tak łatwo nie dajemy się nabrać na te zabiegi PR.
Dlatego drodzy dorośli, jeżeli nie zrozumiecie, że my też mamy coś do powiedzenia, że posiadamy swoje poglądy, że jesteśmy ciekawi waszego zdania i chcemy zaangażować się w budowę naszego kraju – to uciekniemy! Odrzućcie w końcu bezsensowne oceny, układy i powiązania – jesteśmy zdolni, inteligentni i kreatywni, więc dlaczego tego nie wykorzystujecie? Politycy – mówcie konkretnym językiem, pytajcie nas o zdanie!
Arkadiusz P. Gruszczyński, rocznik 1990


Reklama

Skąd ta wiara w sprawiedliwość?
Opinia Rafała Matyi odnośnie elit, jakoby: „rządzenie przestało być zadaniem wąskiego, hierarchicznie zbudowanego aparatu władzy, a stało się dość powszechną profesją” – lokuje go wśród optymistów wierzących w to, że zmienimy obraz polskiej polityki. Dołączymy do grona fetyszyzowanego Zachodu, jeżeli tylko: „zrozumiemy reguły, jakimi rządzi się dzisiejszy świat”.
A więc wieszczy on pokolenie politycznych entuzjastów, technokratów, którym drogę do skutecznej służby publicznej utoruje wiedza, a nie sieć układów i powiązań jak dotychczas. Zastanawiam się, skąd ta wiara w sprawiedliwość, skoro dalej Matyja ubolewa nad brakiem „zachodnich reguł rywalizacji”, które toczą polski rynek pracy. Powtarzalność nazwisk kolejnych pokoleń w polityce, a także niewymienialność elit od 1989 r. – ci sami ludzie w różnych opcjach – sprawiają, że naiwnym byłoby twierdzenie, że polityka rządzi się innymi prawami.
Jednocześnie autor listu wyraża zadowolenie, że studenci zachowują dystans wobec politycznych sporów. Jako ich rówieśnik postrzegam to inaczej. Ten dystans w najlepszym przypadku oznacza, że poszukują obiektywizmu i skłaniają się ku analizie, miast emocjonalnie angażować się w spór. Symptomatyczny dla obu podejść jest jednak mur, którym oddzielają się od tego, co polityczne, czyli – co złe.
Skorumpowana, nepotyczna, protekcjonistyczna, niemoralna… Określenia można by mnożyć. Wspólnym mianownikiem wszystkich jest jednak: pozbawiona namiętności. W dobie rewolucji informatycznej i obrazka, polityka nie jest sexy. Dlatego trzeba przewartościować jej definicję. Być może stworzyć fundamenty trendu – „obowiązku” uprawiania polityki, ale jako dobrowolnego oddziaływania na sferę publiczną, pracy na rzecz obywateli, społeczności lokalnych. Nie jak dotychczas polityki zatomizowanej – w sensie kariera, zawód, która korzyści ma przynosić głównie „ustawionej” jednostce.
Dominik Łaciak, rocznik 1989




Popierajmy sprawy, nie osoby
W liście Rafała Matyi kluczowa według mnie jest teza: „Rządzące dziś w polityce, kulturze i życiu umysłowym pokolenia uczyniły z powiązań i lojalności towarzysko-grupowych kluczowe kryterium oceny i selekcji”. Jest to jakby odpowiedź, dlaczego my, młodzi, tak niechętnie garniemy się do działalności publicznej. Bo po co młody człowiek ma poświęcać swój czas na uczestnictwo w polityce, skoro dany polityk od niego wymaga, aby był jego prawą ręką, ale nie merytorycznej wiedzy czy znajomości danej problematyki. Jest on jedynie potrzebny do noszenia teczki i wywieszania plakatów. W myśl zasady: możesz mieć swoje zdanie, czyli takie jak my.
Dlatego głównym celem generacji ’89 jest dążenie do opisywania, zrozumienia otaczającej nas rzeczywistości i szukania rozwiązań, jak ją można ulepszać. Bo tak naprawdę od nas zależy, jaką będziemy mieli Polskę za 20 czy 40 lat. A jeśli już na starcie my, młodzi, nie chcemy czy nie potrafimy przeciwstawiać się kolesiostwu, partyjniactwu czy triumfującej głupocie, to przynajmniej powinniśmy postępować na zasadzie słynnego amerykańskiego powiedzonka „popieraj sprawy, nie osoby”.
Maciej Gach, rocznik 1983