88-letni Kenneth Munzet, potomek zamożnego farmaceuty, był człowiekiem samotnym, szorstkim i do bólu praktycznym. Choć po ojcu odziedziczył ogromną fortunę, zbierał hotelowe mydełka, a listy pisał na odwrocie starych ulotek. W życiu miał jednak jedną, bezgraniczną miłość - owczarka niemieckiego o imieniu Beauregard. Nieliczni znajomi wspominają, że Munzet zwykł był sypiać z psem na podłodze.
"Chciałbym, żeby wszyscy właściciele traktowali swoje psy jak on” - mówił gazecie "Baltimore Sun" szef okolicznego schroniska Robin Starr. "Munzet przyszedł do mnie raz z prośbą, byśmy zajęli się Beau po jego śmierci. I choć do tej pory nie opiekowaliśmy się osieroconymi zwierzętami, postanowiłem się zgodzić” - wspomina Starr. Pomoc jednak nie była potrzebna, bo Munzet nieznacznie przeżył swojego towarzysza. Milioner nie zapomniał jednak o schronisku.
Sumę szacowaną na milion dolarów, która stanowi trzy czwarte jego majątku, Munzet zapisał na rzecz zwierząt, które straciły swoich właścicieli. Dochód z aukcji swojej rezydencji przeznaczył natomiast dla schroniska. Taka decyzja była dla Starra dużym zaskoczeniem. „Nasza pomoc nie była konieczna, więc nigdy nie oczekiwaliśmy od Munzeta zapłaty” - tłumaczył kierownik.
Licytacja ma się odbyć w najbliższych dniach. Chętnych na pewno nie zabraknie, bo dom nieboszczyka jest znany, od czasu jak Al Pacino wykorzystał go w filmie „...I sprawiedliwość dla wszystkich”.