Co się okazało? Sosnowski maturzysta zdał test ze zrozumienia własnego tekstu, ale i tak kilka odpowiedzi nie pokrywało się z tzw. kluczem.
”Sprawdzałem, czy czytam sam siebie ze zrozumieniem. Ale to była realizacja sennych koszmarów na jawie. Nade mną stała polonistka (moja żona!), która odliczała czas” - opowiadał już po zakończeniu eksperymentu Jerzy Sosnowski. Podobnie jak kilkadziesiąt tysięcy maturzystów, którzy zdawali rozszerzony egzamin z polskiego, pisarz musiał przeczytać tekst
”Sztuka jako ruchome schody” opisujący jego własne doświadczenia ze strajku studenckiego w 1981 r. A potem odpowiedzieć na 8 pytań i udowodnić, że zrozumiał, o co autorowi (czyli jemu samemu) chodziło. Mógł za to zdobyć w sumie 10 punktów.
Na pozór sprawa była całkiem prosta, bo pisarz doskonale znał swoje dzieło. W felietonie tym opisywał swoje przeżycia z listopada 1981 r. ze strajku na wydziale polonistyki na UW. Z tamtych chwil lepiej niż dyskusje polityczne zapamiętał uwerturę Wagnera, puszczaną akurat w radiu. I właśnie to wspomnienie zainspirowało go do rozważań na temat sztuki i jej związku z polityką.
Teraz pisarz przyznaje, że pisanie matury na podstawie własnego tekstu jest bardzo frustrujące.
”Nerwowo zastanawiałem się, jakich środków językowych użyłem, żeby podkreślić subiektywizmu mojego felietonu? Czy dobrze wskazałem użyte środki artystyczne, które miały podkreślić funkcję estetyczną tekstu? Tylko Bóg raczy wiedzieć” - mówi Jerzy Sosnowski.
I rzeczywiście, zaliczył kilka wpadek. Egzaminator polonista, którego poprosiliśmy o ocenę pracy maturalnej Jerzego Sosnowskiego, twierdzi, że nie mógłby uznać odpowiedzi na kilka pytań. Dlaczego? Bo nie zgadzają się z teoretycznym modelem odpowiedzi.
Najwięcej trudności przysporzyło dorosłemu maturzyście polecenie, w którym we własnym tekście miał wskazać opozycję: góra – dół, a potem wytłumaczyć jej symboliczne znaczenie. Jerzy Sosnowski wskazał jako górę ustawiony nad Trasą W-Z kościół św. Anny, a jako dół – tę właśnie trasę. Kościół był dla niego symbolem wartości absolutnych, a Trasa W-Z symbolem polityki i życia doczesnego. Ta odpowiedź wydaje się bardzo logiczna. Tymczasem według jednego z teoretycznych kluczy, jakich pełno jest w internecie, Sosnowski nie ma racji. Na ostateczne rozstrzygnięcie tych wątpliwości trzeba będzie poczekać do czasu aż Centralna Komisja Egzaminacyjna opublikuje oficjalny klucz do tegorocznych matur.
A że może on być całkiem inny od oczekiwanego, pokazuje komentarz innego egzaminatora, który na naszą prośbę oceniał pracę Jerzego Sosnowskiego. Na pytanie, jaką funkcję zdaniem autora powinna spełniać sztuka, Sosnowski odpowiedział, że powinna przeprowadzać odbiorcę z poziomu lokalnych wartości i doczesnych na poziom wartości uniwersalnych.
”Nie jestem pewien, czy właśnie to znalazłoby się w kluczu, być może opcjonalnie” - uważa tymczasem egzaminator.
Jerzy Sosnowski, zdając wczoraj po raz drugi w życiu maturę, bawił się setnie. Przede wszystkim dlatego - jak mówi - że od jej wyniku nie zależy jego przyszłość. Także egzaminatorzy uznali, że najwyraźniej zrozumiał, co autor (czyli on sam) miał na myśli. Byli jednak zgodni, że Sosnowski maturzysta nie zaliczyłby testu na 100 proc.
Sam pisarz był bardzo zaskoczony tym, że jego tekst stał się podstawą maturalnego egzaminu. ”Do obecnego kształtu matury, a zwłaszcza do jej części testowej, mam stosunek krwiożerczo negatywny. Jeszcze jako nauczyciel uważałem, i to się nie zmieniło, że egzamin w tej postaci ma właściwie same wady” - mówi. Nasz eksperyment nie przekonał go do zmiany zdania.
”A zatem wszystkich tegorocznych maturzystów z poziomu rozszerzonego przepraszam. Ja naprawdę nie napisałem tego felietonu, żeby Was dręczyć (czy też: upokarzać)” - napisał na swoim blogu.