Przyznaje się do ciułania poparcia w sondażach, do gry na emocjach tłumu, do kokietowania go obietnicami, z których spełnione zostaną nieliczne, do podsycania konfliktu z PiS jako czystego rytuału. Lewandowski przyznaje nawet to, że żegnająca się z ideologią postpolityka raczej pozoruje aktywność, w istocie skupiając się głównie na administrowaniu.

Reklama

Wypowiedziawszy te wszystkie z pozoru samobójcze dla polityka tezy, Lewandowski dowodzi, że jest to najbardziej racjonalna i uczciwa polityka, jaką dziś można prowadzić. Używane przez oponentów z odcieniem pogardy pojęcie "postpolityka" nie jest bowiem opisem upadku władzy, a raczej wyzwolenia się jej z infantylnych mitów, które ją dotąd pętały.

Po pierwsze z mitu wielkich politycznych celów. Polityk PO przyznaje, że jego partia nie głosi wielkich celów, ale pyta, gdzie są te wielkie idee polityczne, które jeszcze wymagają realizacji. Trudno Lewandowskiemu nie przyznać racji, w istocie ich nie ma. A skoro nie ma, to po co ich pragnąć na siłę? I po co bić Platformę za to, że nie wymyśla ich naprędce?

Po drugie postpolityka wyzwoliła się także z mitu ideologicznej misji, rząd Tuska głównie administruje. Jednak gdzie są te prawdziwie lewicowe lub prawicowe rządy, których dorobek kompromitowałby politykę Tuska? Gdzie ich głośne sukcesy? Ideowość oznacza dzisiaj pozbawioną skutków krzykliwość.

Reklama

Po trzecie wreszcie krytykuje Lewandowski mit wielkich możliwości, jakie ma polityka. Mit przez wiele dekad leżący u podstaw polityki, nadający jej rozmach, który skazywał ją potem na wielkie porażki. Dziś władza ma wyraźną świadomość swoich ograniczeń, co realistycznie uwzględnia, budując polityczne plany. Stąd też podstawową strategią postpolitycznej władzy jest trwanie. Spokojne sprawowanie władzy, dające ludziom poczucie porządku i ośmielające do aktywności własnej, traktowane jest jako wartość sama w sobie. Powyższe poglądy są mi bliskie, ilekroć jednak daję im wyraz, w odpowiedzi słyszę oskarżenie o cynizm. Tym chętniej pochylę się zatem nad cynizmem cudzym: czy to, co mówi Janusz Lewandowski, jest politycznym cynizmem? Wydaje się, że są dwa ważne miejsca w jego rozumowaniu, które nie pozwalają postawić takiego zarzutu. Po pierwsze Lewandowski nie proponuje autodegradacji polityki. Jakby jego oferta skromnie nie brzmiała, jakość oferowana przez postpolitykę nie jest niższa od tego, co - w realnych czynach, a nie w słowach - dostawaliśmy wcześniej. Choć sformułowane przez Lewandowskiego kryteria rządzenia brzmią bardzo minimalistycznie, to jednak owo minimum zbyt rzadko było zapewnione w ostatnich dwudziestu latach, aby nim gardzić jako dostarczonym przez cyników półproduktem. Po drugie w rozumowaniu Lewandowskiego jest moment pryncypialny, nawet romantyczny. Otóż wierzy on, że dzisiejsza postpolityka jest chłodną oceną możliwości politycznych PO w kraju, w którym prezydentem jest Lech Kaczyński. Jednak gdy przyjdzie godzina zero, gdy Platforma weźmie i rząd, i prezydenturę, wówczas - mówi Lewandowski - przeprowadzi kilka wielkich modernizacyjnych projektów.

Nie podzielam tej wiary w modernizacyjną rewolucję w wykonaniu PO. Obawiam się, że za bardzo przywykła ona do wymówki, że modernizację trzeba odłożyć na później. Nie zmienia to tego, że scenariusz opisany przez Lewandowskiego brzmi spójnie i sensownie. I opisuje wcale niecyniczny model władzy, w którym jest jasna hierarchia celów - najważniejsze jest dostarczenie obywatelom porządku, a w chwilach większej kumulacji władzy wykorzystywanie jej na cywilizacyjny rozwój.

W dzisiejszej "Europie" o postpolityce pisze także Cezary Michalski, zwracając uwagę, że nie jest ona barbarzyńską inwazją, która zdusiła starą, dobrą, ideową politykę. To tamta stara, ideowa polityka się skompromitowała, a dopiero na jej gruzach wyrosła postpolityka. Na przykład polskie życie polityczne nie zostało zniszczone przez postpolityczną Platformę. Nie było wcześniej ani zdrowej lewicy, ani mądrej prawicy, były jedynie SLD, Samoobrona, PiS i LPR. I to polityczna klęska tych formacji dała władzę Platformie. Tamta klęska wyznaczyła także Platformie nowe sztandary, Tusk nie jest bowiem twórcą postpolityki, on jest owocem bankructwa poprzedniej formuły. Tusk nie zabrał władzy ani konserwatystom, ani narodowcom, ani socjalistom. Oni sami wyginęli, zostawiając nowej polityce wolne pole.