Z nieoficjalnych informacji wynika, że stan zdrowia dziewczynki pogorszył się we wtorek nad ranem. U dziecka wystąpiły zaburzenia w pracy nerek, z którymi Jessica ma problemy od urodzenia. W dodatku ośmiolatka cierpi na zapalenie płuc, ma kłopoty z oddychaniem i jest podłączona do respiratora.

Reklama

>>> Ciężki przypadek świńskiej grypy w Polsce

Specjaliści ze szpitala przy ulicy Niekłańskiej w Warszawie przyznają, że jej leczenie jest bardzo trudne. Walcząc antybiotykami z bakteriami, które zaatakowały płuca dziewczynki, obniża się bowiem odporność organizmu, co z kolei ułatwia rozprzestrzenianie się wirusowi A/H1N1. Mimo to lekarze wybrali mniejsze zło i podają dziecku lek. "Mają nadzieję, że z wirusem organizm poradzi sobie sam, jednak na razie tak się nie dzieje. Do tego dochodzi niewydolność nerek, która sprawia, że bardzo ostrożnie trzeba dobierać dawki leków. Chodzi o to, by ich za bardzo nie obciążyć" - opowiada nam pracownik szpitala przy Niekłańskiej, który zna przebieg terapii.

Aby terapia była bardziej skuteczna, lekarze wywołali u dziewczynki śpiączkę farmakologiczną. Zostanie z niej wybudzona dopiero wtedy, gdy będzie mogła swobodnie oddychać. "Zrobiliśmy wszystko co tylko możliwe, aby uratować jej życie. Teraz decydujące znaczenie będzie miało to, czy organizm Jessiki okaże się na tyle silny, by zwalczyć chorobę" - mówi Magdalena Tenczyńska, rzecznik szpitala przy Niekłańskiej.

Reklama

>>> WHO: Świńskiej grypy nie da się zatrzymać

Choroba dziewczynki to temat numer jeden wśród innych pacjentów. "Kiedy ją przywieźli, wszyscy mówili tylko o niej" - twierdzi 15-letni Łukasz Skarżewski z oddziału chirurgicznego. Rodzice dzieci nie kryli obaw przed ewentualnym rozprzestrzenieniem się choroby. "Co prawda lekarze uspokajają, że nie ma możliwości, by inni pacjenci zarazili się, ale wciąż trochę się tego obawiam" - mówi Bożena Walotek, matka dziewięcioletniej dziewczynki, która ze złamaną nogą leży na chirurgii.

We wtorek w Warszawie miał się pojawić ojciec Jessiki na stałe mieszkający w Stanach Zjednoczonych. Dziewczynka jest Amerykanką polskiego pochodzenia. Do Polski przyleciała 26 czerwca z Atlanty. W podróży towarzyszyli jej 14-letni brat i babcia. To ona zawiozła wnuczkę do szpitala, gdy zachorowała po sześciu dniach pobytu w Warszawie.

Reklama

Ośmiolatka leży w izolatce na oddziale intensywnej terapii. Dzieckiem 24 godziny na dobę opiekuje się sztab lekarzy i pielęgniarek. Do pokoju, w którym leży, wchodzą jedynie w specjalnych strojach i maskach na twarzach. Nie zbliżają się też do innych pacjentów, by uchronić ich przed zarażeniem.

>>> Pierwsza ofiara świńskiej grypy w Europie

Na razie środki ostrożności odnoszą skutek - żadna z osób, z którymi dziewczynka miała styczność, nie zachorowała. Bezpieczni są jej bliscy i pasażerowie samolotu, którym przyleciała do Polski. Jak twierdzą epidemiolodzy, po tak długim czasie nie ma już zagrożenia, by rozwinęła się u nich infekcja.

W Polsce odnotowano dotąd 27 przypadków grypy A/H1N1. Ostatnie dwa we wtorek. To 21-letnia mieszkanka Częstochowy i jej trzyletnia córka. Obie przebywają na oddziale zakaźnym miejscowego szpitala. Ich stan jest dobry. Jak ustalili lekarze, zarówno kobieta, jak i dziecko mieli kontakt z chorymi na tę odmianę grypy osobami, które przyleciały do Polski w końcu czerwca z Toronto.

p

MATEUSZ WEBER: Minister zdrowia Ewa Kopacz twierdziła niedawno, że wirus A/H1N1 nie jest szczególnie dokuczliwy. Dlaczego więc w przypadku ośmioletniej Jessiki choroba ma tak ciężki przebieg?
DANIELA DWORNIAK*: To prawda, że wirus nie jest szczególnie groźny, tym bardziej że lato w przeciwieństwie do wiosny i jesieni nie jest okresem, w którym dochodzi do wielu zachorowań. W przypadku tej dziewczynki problemem jest inna choroba, której nazwy nie można ujawnić z powodu obowiązującej lekarzy tajemnicy. To dlatego ośmiolatka ma obniżoną odporność i w ciężkim stanie trafiła na oddział intensywnej terapii. Jej organizm nie broni się przed atakiem wirusa, a on się bardzo szybko namnaża, powodując pogarszanie się stanu zdrowia. Dodatkowo dziecko jest chore na zapalenie płuc.

Dlaczego w takim razie nie można jej pomóc, podając np. leki podnoszące odporność?
Można i lekarze na pewno je stosują. Jednak potrzeba czasu, by lek zaczął prawidłowo działać. Trwa to zazwyczaj kilka dni. Trzeba jeszcze poczekać. Dziewczynka jest w śpiączce i leży pod respiratorem. Respirator, oddychając za nią, daje odpocząć jej płucom. W przypadku zapalenia płuc to dobre rozwiązanie, często stosowane podczas leczenia.

Czy w takim razie dziecko mogło zarazić inne osoby? Chodzi szczególnie o jej bliskich i pasażerów samolotu, którym przyleciała do kraju.
Nie, pasażerowie są zdrowi. Okres wylęgania się grypy to co najwyżej 10 dni. Dziecko przyleciało do Polski 26 czerwca. Skoro od tego czasu żaden z nich nie zachorował, to znaczy, że nic im już nie grozi.

A lekarze i pielęgniarki, którzy zajmują się Jessicą? Czy bliski kontakt z chorą może doprowadzić do zarażenia się wirusem?
Nie. Lekarze i pielęgniarki stykający się z cierpiącymi na choroby zakaźne stosują maseczki przeciwwirusowe i odzież ochronną. Poza tym osoba, której układ immunologiczny działa normalnie, nie ma się czego obawiać, bo jej organizm poradzi sobie z wirusem. Może spacerować wśród chorych na grypę i nic nie powinno jej się stać.

Jak ocenia pani szanse dziecka na wyzdrowienie?
Szansa jest zawsze i nie można o tym zapominać. Lekarz zawsze zakłada, że wyleczy swojego pacjenta.

*prof. Daniela Dworniak, konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych z Łodzi