Chorąży Zielonka wyszedł ze swojego warszawskiego mieszkania w drugi dzień świąt wielkanocnych. Do dziś nie jest jasne nawet to, kiedy dokładnie. Poszukiwania rozpoczęto dopiero kilka dni później, gdy żona poinformowała policję o zaginięciu męża. Dlaczego tak późno? "Była przekonana, że wyjechał służbowo. W służbie wywiadu wojskowego zareagowano dopiero następnego dnia po tym, gdy miał przyjść do pracy po zakończeniu zwolnienia lekarskiego" - mówi nam jeden z posłów sejmowej komisji ds. służb specjalnych.

Reklama

>>> Zaginiony szyfrant okaże się zdrajcą?

Od początku stołeczni policjanci mówili o trzech najpoważniejszych hipotezach: został zamordowany przypadkowo, popełnił samobójstwo lub jako wieloletni współpracownik innego wywiadu został wywieziony za granicę. Jednak szef kolegium ds. służb specjalnych Jacek Cichocki bagatelizował sprawę. "Nic nie wskazuje, aby chorąży nadal żył. Cierpiał na depresję, a jego wiedza nie jest niebezpieczna dla państwa" - mówił, gdy DZIENNIK na początku maja ujawnił zaginięcie chorążego.

Teraz prowadzący poszukiwania skupili się na dwóch hipotezach. Według pierwszej był na tyle cennym źródłem informacji, że obcy wywiad zaproponował mu rozpoczęcie nowego życia poza granicami Polski. Według drugiej teorii popełnił samobójstwo. Dlaczego dotąd nie został jednak odnaleziony? "Brutalna prawda jest taka, że jeśli powiesił się na jakimś drzewie, zostanie odnaleziony dopiero jesienią, gdy opadną liście" - tłumaczy poseł speckomisji.

Reklama

>>> Policyjna specgrupa poszukuje szyfranta

Za tą wersją może przemawiać fakt, że korzystał z pomocy psychologa - rzeczywiście miał depresję wywołaną prawdopodobnie przedłużającą się weryfikacją (oczekiwał na nią od dwóch lat) oraz problemami rodzinnymi.

"Służby boją się przyznać, że mógł przejść na stronę wroga. To byłby cios w ich prestiż i wiarygodność wśród innych wywiadów krajów NATO-wskich. Tym bardziej że chorąży miał do czynienia z tak zwanymi nielegałami. To agenci szpiegujący na terenie innych krajów bez immunitetu dyplomatycznego" - twierdzi emerytowany oficer wywiadu.