Zwłoki mężczyzny, w stanie poważnego rozkładu, a jednak z dobrze zachowanymi dokumentami bankowymi na nazwisko Stefana Zielonki znalazł we wtorek wieczorem mężczyzna spacerujący w okolicy praskiego brzegu Wisły. Informację o makabrycznym odkryciu natychmiast przekazał do stołecznej policji. Niemal równocześnie wiadomość o rozwiązaniu tajemnicy zniknięcia szyfranta wojskowego wywiadu otrzymały radio RMF FM oraz stacja TVN Warszawa.

Reklama

"W rzeczywistości mężczyzna znalazł dolną partię ciała. Przy resztkach zwłok był również dokument bankowy wystawiony na nazwisko Stefan Zielonka" - mówi "DGP" oficer stołecznej policji. Również w drugim, niezależnym źródle, ustaliliśmy, że z oglądu zwłok nie można ustalić tożsamości mężczyzny.

Na miejscu makabrycznego odkrycia natychmiast pojawili się przedstawiciele wojskowej prokuratury oraz żandarmerii wojskowej. "Znaleźliśmy ciało, które wstępnie możemy zidentyfikować jako zwłoki Stefana Zielonki" - mówił TVN Warszawa płk Krzysztof Parulski, naczelny prokurator wojskowy. Dodawał jednak, że pewność będzie można mieć dopiero po dokładnych badaniach. "Potrwa to około dwóch dni" - zastrzegał.

Z naszych nieoficjalnych informacji wynika jednak, że policjanci mają wątpliwości co do autentyczności odkrycia. "Sprawa wygląda dziwnie. Zwłoki są w stanie totalnego rozkładu, a dokument jest całkiem dobrze zachowany i czytelny" - wyjaśnia oficer policji.

Reklama

Zaledwie przed kilkoma dniami media informowały, że renomowany francuski portal - Intelligence Online - podał, iż zaginiony szyfrant polskiego wywiadu wojskowego był widziany w Szanghaju. Miał pracować na rzecz tamtejszego wywiadu.

czytaj dalej >>>



Reklama

Chorąży Stefan Zielona zaginął rok temu, co jako pierwszy ujawnił "Dziennik". Sprawa nabrała olbrzymiego rozgłosu, poszukiwany za dezercję szyfrant wiedział bowiem wszystko o systemach łączności NATO, a także znał całą siatkę polskich agentów pracujących za granicami kraju.

Historia tajemniczego zniknięcia szyfranta sięga maja 2009 roku. Chorąży Zielonka wyszedł ze swojego warszawskiego mieszkania w drugi dzień świąt wielkanocnych. Do dziś nie jest nawet jasne, kiedy dokładnie. Poszukiwania rozpoczęto dopiero kilka dni później, gdy żona poinformowała policję o zaginięciu męża.

Hipotez jego zniknięcia było wiele. Jedne głosiły, iż szyfrant był tak cennym źródłem informacji, że obcy wywiad zaproponował mu rozpoczęcie nowego życia poza granicami Polski. Według innych mężczyzna popełnił samobójstwo. Przemawiać miał za tym fakt, iż przez jakiś czas korzystał z pomocy psychologa. Miał depresję wywołaną prawdopodobnie przedłużającą się weryfikacją (oczekiwał na nią od dwóch lat) oraz problemami rodzinnymi.