"Słownik języka dziecięcego" ma zawierać około 200 najoryginalniejszych słów wymyślonych i używanych przez maluchy i 350 historyjek, w których najmłodsi błysnęli ciętą ripostą. Zdaniem językoznawcy prof. Jerzego Bralczyka słownik może pomóc w zrozumieniu procesu uczenia się języka przez człowieka. - Słownictwa dzieci nie należy lekceważyć. Wielu naukowców dopatruje się w nim bowiem pierwotnego języka. Poza tym warto pamiętać, że sporo słów stworzonych przez najmłodszych trafiło do słownika dorosłych. "Papu", "cacy" to wyrazy używane na co dzień. Również takie słowa jak "mama", "tata", "dziadzia", "baba" wymyślili najmłodsi - tłumaczy prof. Bralczyk.

Jednak, jak zaznacza, zbiór dziecięcych słów będzie cenny, tylko jeśli pojawią się w nim zwroty autentyczne, a nie wyuczone przez rodziców. Autor słownika Damian Strączek zapewnia, że wyselekcjonował jedynie zwroty wymyślone przez dzieci. Na pomysł przelania dziecięcych słówek na papier wpadł pod wpływem swojej 3,5-letniej córki Nataszy. - Gdy córeczka zaczęła z siebie wydawać sylaby, zacząłem je spisywać w specjalnym zeszycie - opowiada Strączek. - W pewnym momencie pomyślałem, że dobrze byłoby stworzyć z tego słownik - dodaje.

Nie chciał jednak, by książka była opisem świata widzianego tylko przez jego córkę. Dlatego w internecie zamieścił apel, w którym poprosił rodziców o przesyłanie słówek wymyślonych przez ich dzieci i dialogów z ich udziałem. Właśnie zakończył gromadzić materiał. Dowiedział się m.in., że w języku najmłodszych "malo" oznacza wszelkie damskie kosmetyki, od lakieru do włosów przez kremy, a skończywszy na pudrach, "poluzak" - narzędzia takie jak śrubokręt i kombinerki, "dżydżyt" to zamek błyskawiczny, "psiełonki" - pieniążki, a "tryskanna" to nic innego jak fontanna.

Julita Wojciechowska, psycholog dziecięcy z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu wyjaśnia, że słownictwo najmłodszych często jest zlepkiem słów zasłyszanych od dorosłych, ale najczęściej powstaje poprzez opisanie obserwowanych rzeczy i sytuacji. - Dziecku nie wystarcza pamięci, by zanotować w niej nazwy, których uczą ich rodzice. A że maluchy mają bardzo dużą potrzebę identyfikacji tego, co widzą, same wymyślają własne określenia - mówi Julita Wojciechowska.

Jak tłumaczy psycholog, właśnie dlatego im więcej dziecku dostarcza się bodźców, tym więcej słów ono wymyśla. Tyle że dla najmłodszych nie ma znaczenia, że pomadka jest tylko do malowania ust, a krem do smarowania. Dziecko wymyśla nazwę, którą opisuje to, co widzi - mama się maluje, więc powstaje słowo "malo".

"Słownik mowy dziecięcej" zostanie wydany nakładem wydawnictwa Znak w listopadzie br.









Reklama