"Nie spotkaliśmy się tutaj po to, by rozmawiać o kanapkach!" - minister Dorn starał się zatuszować złość przed kamerami i aparatami fotoreporterów, którzy tłumnie przybyli na jego konferencję. Zwołał ją po to, by udowodnić wszystkim, że nieprawdą jest, jakoby w resorcie działo się źle, a między ministerstwem i kierownictwem komendy głównej był konflikt. I nieprawda też, że brakuje policjantów, a na starość mają mieć mniejsze niż teraz emerytury, jak donosi ostatnio prasa.
Kiedy już minister wszystko powiedział, a komendant główny policji Marek Bieńkowski przeczytał optymistyczne statystyki - nastąpiła… niespodzianka. Dziennikarz jednej z prywatnych rozgłośni radiowych nieoczekiwanie położył na stole dwa hamburgery. Jeden dla Dorna, drugi dla jego zastępcy Marka Surmacza. Zgromadzeni na sali zaczęli się śmiać. Organizatorzy zamarli, a minister z trudem opanował gniew. Próbował zmienić temat z kanapek na sytuację w podległych mu jednostkach, ale na nic to się zdało.
Skąd ta prowokacja? Wszystko to po tekście DZIENNIKA, który opisał, jak Marek Surmacz posłał policjantów na służbie po hamburgery, bo jego koleżanka, wiceminister pracy Elżbieta Rafalska, była głodna. Kanapki dostała, gdy jej pociąg zatrzymał się na dworcu we Wrocławiu.