W dramatycznym apelu w mediach wystąpili dziś rodzice dzieci chorych na nowotwory. "Jeśli szpital zbankrutuje, to wyrok śmierci dla naszych dzieci" - skarżyli się ze łzami w oczach. "Rak to nie jest angina czy przeziębienie, które można leczyć później. Moje dziecko nie może przerwać terapii" - mówiła łąmiącym się głosem matka małego pacjenta.

Ale pieniędzy na koncie szpitala wciąż nie widać. Narodowy Fundusz Zdrowia musiał dziś przelać na konto komornika kolejne 4 miliony zł, przeznaczone na pensje dla lekarzy i pielęgniarek wrocławskiej kliniki. Dlaczego? Bo władzom szpitala nie udało się dogadać z wierzycielami. Przez to już wczoraj prawie 9 milionów zł, prosto z NFZ, zamiast na szpitalne leki i rachunki, poszło na pokrycie długów.

Firmy, u których zadłużona jest placówka, mają za nic los pacjentów wrocławskiej kliniki. Za to Ministerstwo Zdrowia przygotowało kolejne 8 milionów zł dla wrocławskiej kliniki - twierdzi RMF. Skąd resort weźmie pieniądze? Zrezygnuje z kilku inwestycji, a jeśli to nie wystarczy, przesunie środki z puli przeznaczonej na kosztowne procedury medyczne.

Tylko nawet jeśli ministerstwo wysupła te miliony, to znów, zamiast na konto szpitala, trafią one do komornika. Dlatego rząd w błyskawicznym trybie przygotowuje program, który pozwoli najważniejszym szpitalom w kraju odsunąć spłatę długów.

"Długi szpitali nie wzięły się znikąd" - grzmiała na konferencji minister finansów Zyta Gilowska. Jak dodała, jej resort także intensywnie pracuje nad programem pomocy dla szpitali. "Dyrektorzy niektórych placówek przespali sprawę" - ostro krytykowała szefów zadłużonych szpitali.

"Chodzi o zamianę długów krótkoterminowych na długoterminowe" - wyjaśniał minister zdrowia Zbigniew Religa. "Program ma być gotowy we wtorek, najpóźniej w środę".