Dziewczynka była zawsze uśmiechnięta i pełna życia. Jej rodzina mówi, że dziecko rozświetlało jej świat jak promyczek słońca. "To nie mógł być człowiek. Jak można zabić taką kochaną kruszynkę" - szlocha ciocia dziecka. Ma córeczkę w podobnym wieku. Dziewczynki często się ze sobą bawiły. Rodzina dziewczynki jest w szoku. "To było moje słoneczko. Tak strasznie zginęła" - dodaje babcia Ani.
Jednak w tej rodzinie nie wszystko układało sie dobrze. Sąd ograniczył matce prawa rodzicielskie do Ani. W domu się nie przelewało - rodzice byli bezrobotni. Policjanci już ich przesłuchali. Matka jest pod opieką psychologa.
Chcą cofnąć czas
Dlaczego Ania trafiła do domu alkoholików? To nie byli obcy dla dziecka ludzie. Rodziców dziewczynki znali od kilku lat - poznali się, gdy razem dorabiali przy zbiorze pomidorów. Nie pierwszy raz opiekowali się tym dzieckiem. Rodzice - którzy wreszcie znaleźli pracę - mieli do niej iść rano po raz pierwszy. Dlatego, gdy okazało się, że babcia jest tak chora, że nie może zaopiekować się Anią, poprosili, by to 58-latek i jego żona zajęli się dziewczynką. "Boże, gdybym tylko mogła cofnąć czas" - mówi "Faktowi" zrozpaczona matka zamordowanej dziewczynki.
"Wujek" zamordował dziecko
Po północy na włocławską policję zadzwoniła kobieta, do której drzwi zastukał sąsiad. "Zabiłem diabła" - bełkotał. Kiedy zajrzała do mieszkania, zobaczyła leżące w kałuży krwi zmasakrowane dziecko. Krew płynęła wśród walających się na podłodze butelek po wódce. Żona mężczyzny usiłowała najpierw wmówić wszystkim, że to manekin. Wreszcie pokazała siekierę, której użył jej mąż. A przecież morderca to człowiek, do którego Ania wołała "wujku". Ten "wujek" dosłownie porąbał dziewczynkę na kawałki. Zadał jej wiele ran siekierą, która stała w mieszkaniu i którą często rąbał drzewo.
Nie mogła nawet dmuchnąć w alkomat
Morderca i jego żona są tak pijani, że policjanci nie mogli z nimi nawet porozmawiać. On miał we krwi aż 2,8 promila alkoholu. A jego żona nie miała siły dmuchać w alkomat. To - według ich sąsiadów - nic nowego. Często pili. W mieszkaniu non stop były awantury. Teraz oboje leżą w celach i czekają na pierwsze przesłuchania. Za tę zbrodnię grozi im dożywocie. Ale mieszkańcy Włocławka domagają się kary śmierci.