Jak udało się ustalić "Faktowi", w tym miesiącu Elżbieta C. dwukrotnie wzywała policję, by uspokoiła jej awanturującego się męża. Na początku marca Damian C. miał się na nią rzucić i poszarpać. 17 marca żona wezwała patrol, bo mąż podczas awantury zniszczył jej samochód. Wezwana policja rozpoczęła w tej sprawie postępowanie.

Policjanci wiedzieli, kim jest C. i jaki zawód wykonuje. Dlaczego nikt nie poinformował jego przełożonych o agresywnym zachowaniu strażnika? Z informacji "Faktu" wynika także, że w zakładzie karnym przy ulicy Orzechowej również wiedziano o problemach rodzinnych C.

Zanim udał się na 20-dniowe zwolnienie, z którego wrócił w poniedziałek, pojawił się w pracy ze śladami pobicia na twarzy. Koledzy wiedzieli, że jego żona chce się z nim rozwieść. Najwidoczniej nad problemami strażnika jego przełożeni przeszli do porządku dziennego.

Dlaczego nikt nie zainteresował się prywatnym życiem Damiana C.? - pyta "Fakt". Przecież wykonywał szczególne zajęcie. Na co dzień pracował uzbrojony. Jeżeli ktoś ma do czynienia z ostrą amunicją, musi być w idealnej kondycji psychicznej!

Zbrodnia Damiana C.
W poniedziałek rano, około godziny 8.15, strażnik więzienny Damian C. otworzył ogień z broni maszynowej do samochodu, którym trzech policjantów miało eskortować podejrzanego na przesłuchanie. 31-letni sierżant Bartłomiej Kulesza oraz 32-letni młodszy aspirant Andrzej Werstak zginęli na miejscu. W szpitalu, na stole operacyjnym, zmarł ciężko raniony sierżant sztabowy Wiktor Będkowski (†40 l.). Raniony został również aresztant, Tomasz C. Jego stan jest ciężki, ale stabilny.

Na terenie więzienia policyjni negocjatorzy oraz antyterroryści próbowali opanować sytuację. Damian C. nie podjął negocjacji. Zaczął do nich strzelać. W ręce policji oddał się dopiero po tym, jak został raniony przez antyterrorystę.

Prokuratura postawiła mu zarzut potrójnego zabójstwa.

Kim jest ten człowiek?

Urodził się w 1978 roku. W Sieradzu wspominają, że jako małe dziecko był sympatyczny. Ale zadziorny. Lubił stawiać na swoim. Miał ciężki charakter.

Mieszkał z rodzicami na osiedlu Pisarzy. Ojciec prowadził warzywniak, potem założył własną firmę. Damiana wychowywał ciężką ręką. Jak trzeba było, nie przebierał w środkach. Siłę miał - w młodości trenował podnoszenie ciężarów. Sąsiedzi wspominają, że ojciec Damiana nie znosił sprzeciwu. Bez słowa słuchała go żona. Bez słowa słuchali synowie.

Damiana też ciągnęło do sportu. Im starszy, tym bardziej stawał się agresywny. Dlatego dobrze czuł się, trenując zapasy. Zajął się nimi na poważnie od roku 1993. Bardzo żywy i bardzo silny. Lubił walczyć - mówi jego pierwszy trener Sławomir Wakowicz.

W zapasach się sprawdzał. Odnosił sukcesy na zawodach, zdobywał medale. Do wysiłku dopingował go ojciec. I było coraz lepiej. Damian zaczął odnosić sukcesy międzynarodowe. Ale powodzenie na macie zupełnie nie szło w parze z osiągnięciami w szkole. Tutaj nie potrafił się wykazać. Przeniesiono go z liceum do zawodówki. Tam powtarzał klasę. W końcu w 1998 roku wyrzucono go ze szkoły. Agresywny i milczący. Rozrabiał na przerwach - opowiada Karol Buda, jego szkolny wychowawca. Próbowaliśmy rozmawiać z jego ojcem, ale on też chyba miał z nim problemy - dodaje.

Sport był jego główną pasją. Ale w tym czasie Damian wpadł w złe towarzystwo. Jego dawni sąsiedzi opowiadają, że chodził po Sieradzu w towarzystwie podejrzanych typków z półświatka. Nic dobrego. Łobuzeria taka, łysi, wielcy. Bandziory - mówią.

Damian C. ukończył jednak w końcu liceum wieczorowe dla dorosłych. Potem poszedł do wojska. Po wyjściu stamtąd nie mógł się odnaleźć. Kilku kolegów trafiło do więzienia. C. też tam trafił. Ale jako strażnik...

Rodzinne piekło
Damian C. związał się z Elżbietą. Zostali małżeństwem. Dwójka dzieci - synowie, 5 i 8 lat. Dobrze było krótko. Bo Elżbieta zaczęła coraz więcej wymagać od męża.

W więziennictwie nie zarabia się dużo. Elżbieta wciąż mówiła mu, że to ona musi utrzymywać dom. Pracowała w sklepie meblowym, zarabiała więcej. Kazała mu zmienić pracę. On szukał, ale nie mógł nic znaleźć. Jego znajomi mówią, że zaczął się zmieniać.

Zamknięty w sobie, ale wyglądał jak chodząca bomba. Cały buzował, jakby coś się w nim gotowało. Wybuchał często. W domu coraz częściej dochodziło do awantur. On się wydzierał, ona nie była mu dłużna. Ojcem też był kiepskim. Starszy syn Damiana C. jest bardzo agresywny. To wpływ ojca. Koleżanki żony z pracy mówią, że ostatnio tylko ona zajmowała się dziećmi.

Nie wiadomo, kto pierwszy podniósł rękę. Damian C. kilkanaście dni temu trafił na chirurgię szczękową z poobijaną twarzą. Podobno to ona go pobiła. Ale rodzice Elżbiety C. twierdzą, że to on bił. Raz wezwali policję. Innym razem Elżbieta C. sama poprosiła mundurowych o interwencję. Podjęła decyzję o rozwodzie. Wyprowadziła się do rodziców. On nie mógł tego znieść. Zachowywał się coraz gorzej.

Strzały z wieżyczki

Podczas przesłuchania przez policję Damian C. siedział skulony. Lewa ręka obandażowana. Mówił coś do siebie. Na pytania prokuratorów odpowiadał monosylabami. Nic nie można było się od niego dowiedzieć. Postawiono mu zarzut potrójnego zabójstwa.

Co się stało na wieżyczce strażniczej w poniedziałkowy ranek? Prokuratura próbuje to ustalić. Coraz więcej wskazuje jednak na to, że Damian C. w ogóle nie powinien się na niej znaleźć. Ten człowiek miał poważne problemy. Ze sobą i swoją agresją. Kto dał mu broń? - pyta Fakt.





































Reklama