Byłabym wtedy znacznie spokojniejsza, nie martwiłabym się, co robi synek i czy mąż radzi sobie z opieką nad nim. Gdyby dziecko było tuż koło mnie, kursy byłyby samą przyjemnością.

Wróciłam do pracy, kiedy mój 4-letni obecnie Jaś poszedł do przedszkola. Niestety, w biurze spędzam codziennie wiele godzin, co oznacza, że dla dziecka pozostaje mi bardzo mało czasu. Z przedszkola Jasia odbiera opiekunka, ja wpadam do domu późnym popołudniem i dopiero wtedy możemy wszyscy być razem. Ciągle ubolewam nad tym, że tego wspólnego, rodzinnego czasu jest zbyt mało. Zwłaszcza że mój mąż Norbert też bardzo dużo pracuje.

Łatwo więc sobie wyobrazić, że każde dłuższe rozstanie z dzieckiem jest dla mnie bardzo trudne. Przede wszystkim pod względem praktycznym, bo trzeba taki wyjazd dokładnie przygotować i wszystko precyzyjnie zaplanować. Po pierwsze, trzeba umówić się z opiekunką, po drugie sprawdzić, czy mąż nie ma w tym samym czasie własnego szkolenia i wreszcie dopilnować, by moja kilkudniowa nieobecność była dla rodziny jak najmniej odczuwalna.

Poza tym wyjazd na szkolenie to dla mnie spore obciążenie psychiczne - martwię się o Jasia, zastanawiam się, czy nie robię mu krzywdy, zostawiając go znowu samego, wyrzucam sobie, że jestem złą matką. Ale z drugiej strony bardzo mi zależy na tym, by dbać o swój własny rozwój i inwestować w siebie. Właśnie dlatego staram się jak najczęściej wyjeżdżać na organizowane przez moją firmę szkolenia.





Reklama

Kiedy już znam termin kolejnego wyjazdu, zaczyna się prawdziwy obłęd - muszę zorganizować opiekę nad Jasiem i zazwyczaj angażuję w to pół rodziny. Potem, już w czasie szkolenia, ciągle dzwonię do domu, myślami cały czas jestem przy dziecku i trudno mi się skupić na zajęciach. Dodatkowym problemem jest to, że mojego męża także często nie ma w domu, więc tym trudniej zorganizować opiekę nad synkiem.

Ale powtórzę raz jeszcze - szkolenia są dla mnie ważne, bo wiem, że coś robię dla siebie i uczę się czegoś nowego. Z powodu sytuacji rodzinnej staram się jednak zazwyczaj wybierać szkolenia jednodniowe, bo raczej nie mogę sobie pozwolić na dłuższy wyjazd.

Więc gdybym mogła zabierać ze sobą synka, byłabym naprawdę szczęśliwa. Wreszcie mogłabym sobie pozwolić na szkolenia dłuższe, na przykład weekendowe. Gdyby odbywały się one w jakiejś ładnej miejscowości, to i dla malucha byłaby to wielka atrakcja. A ja wreszcie byłabym spokojna i zrelaksowana.