Ta historia nie rozgrywa się w Afryce, ale stolicy dużego, europejskiego kraju. Policja, organizacje walczące z przemytem kobiet do domów publicznych - działają u nas od lat. Mają procedury, najnowsze urządzenia, ale przede wszystkim ludzi. Jak to możliwe, że żaden z setek funkcjonariuszy nie zajął się Janet Johnson? Dlaczego sprawy skatowanej dziewczyny nie rozwiązuje grupa najlepszych śledczych? Czy nie można było zrobić dla niej więcej, niż tylko umieścić w areszcie deportacyjnym? Bo jest czarna? Bo z daleka? Bo najłatwiej pozbyć się problemu, usuwając go sprzed oczu?

Reklama

Janet Johnson ma 22 lata. W Polsce jest od kilku miesięcy. Przeżyła tu gehennę. Jest 26 kwietnia, areszt deportacyjny na Okęciu. Funkcjonariusze Straży Granicznej bardziej wnoszą niż wprowadzają młodą, czarnoskórą dziewczynę. Jest brudna, śmierdząca, zawszona, nie jest w stanie sama utrzymać się na nogach. Funkcjonariuszki rozcinają na niej ubranie, lekarz zaczyna oględziny. Strażniczki są przerażone: "Na rękach i szyi widać wyraźne rany po nożu, po przypalaniu papierosami".

Zarażona wirusem HIV, torturowana, gwałcona

Nie ma wątpliwości, dziewczyna była torturowana - relacjonują. Kolejne badanie wykazuje, że dziewczyna jest nosicielem wirusa HIV, została zarażona niedawno. Janet Johnson oraz co najmniej dwie jej koleżanki to ofiary handlarzy ludźmi. Trafiły do Polski dzięki mało znanej, ale bardzo skutecznej metodzie szmuglu - "na sportowca". Wystarczy znaleźć klub, który zaprosi rzekome sportsmenki do siebie. W lipcu do SPR Lublin zadzwonił mężczyzna. Po angielsku przedstawił się jako menedżer o nazwisku Johnson i zaproponował prezesowi przywiezienie na testy trzech dziewczyn. "Potrzebowaliśmy właśnie zawodniczek, jakie nam zaoferował. Załatwiliśmy w urzędzie wojewódzkim zaproszenia" - opowiada Andrzej Wilczek, prezes SPR Safo ICom Lublin.

Reklama

Zaproszenia wysłano do polskiej placówki dyplomatycznej w nigeryjskim Lagos. Na tej podstawie piątka Nigeryjczyków dostała wizy wjazdowe do Polski. "Piłkarki" i ich opiekunowie mieli przylecieć do naszego kraju w sierpniu. Nie przyjechali jednak. "Menedżer dzwonił, że mają jakieś kłopoty. Potem już się nie odezwał, a jego komórka milczała" - mówi dziś prezes Wilczek.

Tymczasem Janet Johnson do Polski dotarła. Na początku października w Zgorzelcu zatrzymała ją Straż Graniczna. Próbowała nielegalnie przekroczyć granicę polsko-niemiecką. Prawdopodobnie miała zostać przerzucona do burdelu na Zachodzie Europy. Została zobowiązana do opuszczenia kraju. Nie zrobiła tego. Co się z nią dalej działo? Odnalazła się w kwietniu - trafiła do podwarszawskiego ośrodka Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców w Dębaku. W strasznym stanie. Służby imigracyjne podejrzewają, że dziewczyna po nieudanej próbie przekroczenia granicy trafiła do domu publicznego i siła zmuszano ją do nierządu.

"Kiedy nie udało się jej wyjechać do Niemiec, musiała odpracować przelot. Być może uciekła i desperacko szukała pomocy" - opowiada oficer zajmujący się ściganiem handlarzy ludźmi. Z Dębaka zabrali ją strażnicy graniczni i przewieźli do aresztu deportacyjnego.

Reklama

W Nigerii czeka ją śmierć

Jeśli w ciągu tygodnia Janet Johnson nikt nie pomoże, 15 maja zostanie wsadzona do samolotu lecącego do Lagos. O sprawie dziewczyny powiadomiono ambasadora Nigerii w Polsce, który powinien zadbać o jej odesłanie do kraju. "Po co, przecież ona i tak umrze" - miał powiedzieć dyplomata na widok dziewczyny.

Nigeryjka jest najpewniej jedną z wielu bezimiennych młodych kobiet, ściąganych przez mafię z Afryki na Stary Kontynent. A szlak przemytników ludzi wiedzie przez Polskę.

Jej przypadek jest jednak typową historią kobiety porwanej przez handlarzy ludźmi. Z informacji, które wydobyli od niej urzędnicy Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców wynika, że w Nigerii nie ma licznej rodziny. Takie osoby są atrakcyjne dla handlarzy - nikt ich nie szuka.

Zdaniem Departamentu Stanu USA, który sporządził raport na temat handlu ludźmi Polska "jest na samym szczycie krajów trudniących się tym procederem". Ze względu na swe położenie między Europą Zachodnią i Wschodnią nasz kraj stała się niezwykle popularny wśród handlarzy ludźmi krajem tranzytowym. Szacuje się, że blisko 30 proc. prostytutek w Polsce to cudzoziemki, z czego - jak podaje La Strada, organizacja zajmująca się pomocą porywanym kobietom - 60 proc. to ofiary handlu ludźmi.

"Nie jest łatwo dostać polską wizę, nie jest łatwo uzyskać status uchodźcy. Ale zaproszenie przez znanego z imienia i nazwiska obywatela polskiego ułatwia uzyskanie wizy" - mówi nam Jan Węgrzyn, dyrektor generalny URiC.

Konsulat milczy

"Zamiast chować ich w kontenerach z bananami, załatwia się lipne zaproszenie do klubu sportowego i sprawa załatwiona. Ci ludzie legalnie wjeżdżają do kraju i znikają" - opowiada oficer polskich służb imigracyjnych. Teoretycznie przyjazdowi "lipnych" sportowców powinna zapobiegać promesa pozwolenia na pracę dla obcokrajowca wystawiana przez klub sportowy na żądanie polskich służb konsularnych. Ale taka promesa kosztuje ok. 800 zł, co oznacza całkiem poważne koszty dla klubu.

Czy w polskich placówkach w Nigerii ktokolwiek sprawdza prawdziwość zaproszenia i fakty w nim zawarte? W poniedziałek przez cały dzień dzwoniliśmy do nigeryjskiego związku piłki ręcznej, aby dowiedzieć się czegoś o Johnson. Nikt nie odebrał telefonu. Czy konsulat RP w jakikolwiek sposób weryfikował dane? Nie wiadomo, bo tam też nikt nie odbierał telefonu.