Premier: Celem jest układ zbiorowy

Szef rządu powiedział, że płace pielęgniarek wzrosną od 2006 do 2008 roku o 50 procent. Bo ustawa gwarantująca podwyżki została uchwalona w 2006 roku. Zapewnił, że tegoroczny wzrost, który dała, jest pewny również w przyszłości. Choć ustawa miała obowiązywać tylko do końca roku. Wtedy od 2008 roku pielęgniarki dostałyby o 30 procent niższe pensje. Premier jednak obiecał, że tak się nie stanie: "Jest zapewniony odpowiedni strumień pieniędzy" - podkreślał Jarosław Kaczyński.

Ale rozmowy dotyczyły nie tylko podwyżek. Premier wysłuchał wszystkich postulatów i mówił, że o niektórych można śmiało rozmawiać. Na przykład o propozycji ustalenia minimalnych płac dla poszczególnych zawodów służby zdrowia. Jarosław Kaczyński chce rozmawiać ze związkowcami o tych różnych sprawach i w ten sposób doprowadzić do podpisania układu zbiorowego w służbie zdrowia.

Spotkanie trwało kilka godzin. Szef rządu poprosił na koniec pielęgniarki, żeby zakończyły protest w Alejach Ujazdowskich, przed jego siedzibą. Od tygodnia stoi tam miasteczko namiotowe. "Żadne państwo nie jest w stanie tego cały czas tolerować. My nie możemy się tłumaczyć przed naszymi gośćmi z zagranicy, dlaczego tak jest, a już dziś tak się zdarzyło" - tłumaczył premier.

Pielęgniarki: Walczymy dalej

Wielkiego zrozumienia chyba nie znalazł, bo pielęgniarki były raczej rozczarowane. Szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Dorota Gardziłaś powiedziała, że rozmowy były długie i "jak zwykle bez konkretów". "Jutro władze związku zdecydują co dalej, nie ma żadnych propozycji i białe miasteczko trwa nadal" - podkreśliła. Na krótkim spotkaniu przed namiotami siostry z zarządu związku mówiły, że są rozczarowane propozycjami premiera, choć zastrzegały, że muszą się im jeszcze dokładnie przyjrzeć. Jednak zza ich pleców słychać było pokrzykiwania: "Walczymy dalej!".

Z kolei szef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, Krzysztof Bukiel, stwierdził po spotkaniu, że lekarze są z niego średnio zadowoleni. Dodał, że to dopiero wstęp do właściwych rozmów. "Premier po raz kolejny powiedział, że będzie 6 miliardów złotych na ochronę zdrowia w przyszłym roku, ale to za mała obietnica" - powiedział. Jednak lekarze, podobnie jak pielęgniarki, nie mają zamiaru zakończyć protestu.

Reklama

Kolejne spotkanie premiera ze związkowcami służby zdrowia wyznaczono na poniedziałek.

Do stołu z premierem usiadły w środę pielęgniarki z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, a także związkowcy z PZŻ, "Solidarności", Naczelnej Rady Lekarskiej i Związku Zawodowego Lekarzy. Po stronie rządowej, oprócz premiera, byli także wicepremier Zyta Gilowska, wicepremier Przemysław Moskiewski i wiceminister zdrowia Bolesław Piecha.

We wtorek, po ośmiu dniach, pielęgniarki zakończyły okupację kancelarii premiera. Jarosław Kaczyński zaprosił je na rozmowy, a kobiety - jak zapowiadały - po pierwszym spotkaniu z szefem rządu, przy kawie, wyszły z budynku. Zgodziły się też na kolejną rundę negocjacji, w Centrum "Dialog". Wcześniej nawet nie chciały o tym słyszeć.

Miasteczko namiotowe nadal stoi

Przed kancelarią cały czas stoją namioty. Jest ich około 120. Koczują w nich pielęgniarki z całego kraju. Pięć prowadzi głodówkę. Policjanci szacują, że w proteście bierze udział ponad 600 osób. Jedne siostry przyjeżdżają, inne wyjeżdżają. Pod kancelarią czekają na wynik negocjacji płacowych z premierem. Zapowiadają, że nie ustąpią, dopóki szef rządu nie zgodzi się na podwyżki dla białego personelu.

"Dojeżdżają do nas koleżanki z całego kraju. Przybywają też przedstawiciele innych grupy zawodowych" - opowiada rzeczniczka OZZPiP Ewa Obuchowska.