38-letni poeta i fotografik Krzysztof Deroń złożył wniosek w maju ubiegłego roku. "Podtrzymuję swoją decyzję, mimo że odpadł powód mojego protestu. Postanowiłem złożyć pozew przeciwko władzom państwa, bo oświadczenie woli o zrzeczeniu się przeze mnie obywatelstwa utknęło w biurokratycznej machinie!" - skarży się "Dziennikowi Łódzkiemu" mężczyzna.

Krzysztof Deroń nie mógł spokojnie znieść składu ministrów w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. W geście rozpaczy złożył w urzędzie wojewódzkim wniosek o zrzeczenie się obywatelstwa i odczytał "oświadczenie woli".

"Rezygnuję z obywatelstwa w Rzeczpospolitej Polskiej, którą ukochałem własną miłością i której to miłości nigdy nie odrzucę. Nie mogę zgodzić się na rządzenie moją Ojczyzną przez ludzi, którzy uwikłani są w procedury karne oraz w retorykę trącającą nienawiścią wobec osób inaczej rozumiejących niż oni. Boję się o swoje dzieci."

Problem w tym, że apatrydą - czyli bezpaństwowcem - zgodnie z polskimi przepisami, zostać praktycznie nie sposób. Zanim uda się zrzec obywatelstwa, należy dopełnić mnóstwa formalności. W tym na przykład złożyć przyrzeczenie nadania obywatelstwa przez inny kraj. Wniosek taki rozpatruje prezydent w ciągu 30 dni od przyjęcia.

"A mnie dopiero kilka dni temu wezwano do złożenia wyjaśnień w Urzędzie Wojewódzkim" - oburza się Deroń w rozmowie z "Dziennikiem Łódzkim".

Zarzuty odpiera Kancelaria Prezydenta RP. Marcin Rosołowski z biura prasowego Kancelarii zauważa, że zarzut opieszałości jest wyssany z palca. Wniosek łodzianina jest bowiem niepełny. Brakuje dokumentu stwierdzającego, że mężczyzna jest obywatelem innego państwa oraz potwierdzenia, że przeciw poecie nie toczy się żadne postępowanie sądowe.