„Zostało już przygotowane zawiadomienie do Prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z wnioskiem o zabezpieczenie oraz pozew cywilny o wydanie nakazu zapłaty. Skierowanie sprawy na drogę urzędową narazi Ciebie na poniesienie kosztów postępowań oraz odpowiedzialność karną. Jesteśmy jednak gotowi do polubownego załatwienia sporu. Prosimy o pilny kontakt z naszą firmą. Brak reakcji w terminie do 3 dni od momentu otrzymania niniejszego pisma będzie skutkował wystąpieniem przeciwko Tobie na drogę urzędową”.

Reklama

Takie pismo w połowie czerwca dostał 26-letni Jakub (imię zostało zmienione). Nadawcą był dział kontroli nadużyć Hapro Media Polska Sp. z o.o. Jak się okazało, przestępstwem Jakuba było wrzucenie do internetu albumu Katie Meluy „The House”. Polubownym załatwieniem sporu – propozycja zapłaty tysiąca złotych. – Nazwano mnie piratem, dlatego że umieściłem jeden album artystki składający się z 12 piosenek, który pobrała jedna osoba, i to tylko siedem piosenek – denerwuje się mężczyzna. Jeszcze nie zdecydował się na podpisanie ugody. I nie jest w tym odosobniony. Podobne pisma dostało już kilkaset osób w Polsce.

Hapro Media od początku czerwca ściga internautów, którzy nielegalnie udostępniają pliki muzyczne. Twierdzi, że podobne pisma wysłano do ponad dwustu osób. Na celownik trafili głównie użytkownicy portalu Chomikuj.pl, który w założeniu ma służyć jako zapasowy dysk w sieci. Można go też udostępnić znajomym. Wśród 250 mln plików znajdują się miliony plików muzycznych, filmów i kopii książek. Nie wszystkie oczywiście są pirackimi kopiami. Jednak, jak przyznaje sam portal, po wnioskach od przeróżnych wydawnictw i autorów zablokowano do tej pory już ponad 6 mln takich nielegalnych utworów. Do tej pory jednak nikt nie zdecydował się ścigać wrzucających je na masowa skalę. Internauci postępowanie Hapro Media nazywają szantażem, wyłudzaniem danych osobowych i pieniędzy. – Nikogo nie szantażujemy, tylko walczymy z nagminnym łamaniem praw autorskich – twierdzi Jakub Majoch z Hapro Media. Dodaje, że jego firma postanowiła skutecznie ukrócić ten proceder, bo nie może być tak, że dosłownie godzinę po premierze płyty jest ona dostępna za darmo do nielegalnego ściągnięcia w internecie. Majoch tłumaczy, że w ściganiu piratów zastosowano mechanizm znany z Francji. Hapro Media stosuje go tam od kilku lat.

...czytaj dalej



Reklama

Najpierw namierza się nielegalnie udostępniony plik. Potem wysyła wniosek do administratora serwisu o jego zablokowanie i udostępnienie danych użytkownika, który go wrzucił. – Zgodnie z obowiązującym prawem musieliśmy wydać te dane – mówi Piotr Hałasiewicz z portalu Chomikuj.pl. Dodaje, że były to jedynie adresy e-mailowe i IP internautów. To jednak wydawnictwu wystarczyło, by wysyłać do nich wezwania do ugody. – Mniej więcej połowa internautów odpowiada na nie bardzo szybko, bo czują się po prostu winni i dosyć szybko decydują się na ugodę z nami – opowiada Majoch. Dodaje, że gdy to nie wystarcza, firma działa dalej. – Mając IP, zwracamy się do providerów internetowych o ujawnienie pełnych danych internautów, szukamy ich na Allegro i innych portalach społecznościowych, a w ten sposób udaje nam się zlokalizować jakieś 95 proc. piratów – zapewnia Majoch. W przypadku kilku szczególnie opornych firma zdecydowała się już złożyć doniesienie do prokuratury.

Wydawać by się mogło, że oto odkryto fenomenalny sposób na walkę z piratami w sieci. Ale na działaniach Hapro Media eksperci nie zostawiają suchej nitki. – Karygodnym złamaniem etyki prawniczej jest straszenie w piśmie wzywającym do ugody prokuraturą – mówi dr Wojciech Machała, ekspert ds. prawa autorskiego. – Jeszcze większy błąd popełnili administratorzy, udostępniając dane użytkowników – dodaje Olgierd Rudak, ekspert ds. prawa autorskiego i internetu. Dodaje, że mają taki obowiązek jedynie na wniosek organów ścigania lub właścicieli całościowych majątkowych praw autorskich. A Hapro Media takie prawa ma tylko w przypadku dwóch wydanych przez siebie albumów: „Starszych panów” Macieja Maleńczuka i Pawła Kukiza oraz „Demakijażu” Marii Sadowskiej. Do kolejnych kilku dzieł podpisała tylko umowy o prawie dochodzenia roszczeń z tytułu naruszeń majątkowych praw autorskich. – A to za mało, by występować o dane łamiących te prawa – mówi Rudak.