Jak poinformował w czwartek zastępca prokuratora rejonowego w Sopocie, Tomasz Landowski, brak zasady wzajemności w polskich i rosyjskich przepisach stwierdzono po tym, jak - na prośbę prokuratury - strona rosyjska przedstawiła polskim śledczym przepisy, na podstawie których na terenie Federacji Rosyjskiej chronione są prawa głów państw i innych ważnych osobistości z zagranicy.

Reklama

"Okazało się, iż rosyjskie przepisy są tak skonstruowane, że ustne znieważenie polskiego premiera czy prezydenta na terenie Rosji nie byłoby tam ścigane z urzędu" - powiedział PAP Landowski i wyjaśnił, że rosyjscy prokuratorzy zajęliby się z urzędu sprawą dopiero wówczas, gdyby doszło do ewentualnego naruszenia nietykalności cielesnej polskiego premiera czy prezydenta.

Sprawa związana jest z incydentem, do którego doszło 1 września 2009 w czasie wizyty Putina w Trójmieście. Tego dnia rano, w czasie, gdy premier Rosji prowadził rozmowy z premierem Donaldem Tuskiem, przed sopockim hotelem Sheraton pojawiła się grupa ludzi protestująca przeciwko wizycie rosyjskiego premiera.

Wśród protestujących znajdowali się m.in. były sopocki radny Jakub Ś. oraz sopocki działacz PiS, były rzecznik prasowy MSWiA (z czasów, gdy szefem resortu był Janusz Kaczmarek) - Michał R. Ten drugi pojawił się pod hotelem przebrany w strój symbolizujący penisa, na którym wymalowany był napis "Put-in". Jakub Ś. miał w trakcie happeningu nazwać premiera Rosji "mordercą".

Obu mężczyznom sopocka prokuratura przedstawiła zarzut znieważenia "przedstawicielstwa obcego państwa", za co - w myśl paragrafu 3 art. 136 kodeksu karnego - grozi do trzech lat więzienia.

Dalszy los sprawy uzależniony był jednak od tzw. zasady wzajemności. W jej myśl strona polska mogła ukarać osobę, która na terenie Polski znieważyła przedstawiciela Rosji tylko wtedy, gdyby na terenie Federacji Rosyjskiej panowały podobne zasady ścigania za naruszenie dobrego imienia przebywającego tam ważnego polskiego gościa.