Do zeznań kontrolerów ze Smoleńska dotarł serwis tvn24.pl. Zeznali oni polskim śledczym, że lotnisko było cały czas w gestii wojska. W wieży także pracowali sami wojskowi. Mimo tego, Rosjanie upierają się, że lot tupolewa powinien być traktowany jak cywilny. Strona polska twierdzi, że należy go zakwalifikować jako wojskowy. To niezwykle ważne, bo procedury obu przypadkach są inne.

Reklama

"Lotnisko Siewiernyj wchodzi w skład państwowego lotnictwa i należy do Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej" - zeznał Paweł Plusnin, który 10 kwietnia był w Smoleńsku kierownikiem lotów.

Kontroler podkreślał, że zwracał uwagę polskiej załodze Tu-154, że musi bardzo pilnować wysokości. "Po otrzymaniu z pokładu odpowiedzi o tym, że wysokość 1500 metrów została osiągnięta, wydałem komendę - zająć 500 metrów według ciśnienia lotniska. Następnie zapytałem go: . Powiedziałem jemu, że ustawione są dzienne reflektory, to znaczy - na spotkanie kursu startowego. Następnie pokład powiadomił mnie o zajęciu wysokości 500 metrów. Powiedziałem, że trzeba koniecznie kontrolować wysokość" - zeznał Plusnin, a jego słowa przytacza serwis tvn24.pl.

Rosjanin przyznał też, że celowo wprowadził Polaków w błąd: "Chcę ponadto dodać, iż po nawiązaniu po raz pierwszy łączności z samolotem Tu-154, zaniżyłem widoczność do 400 metrów, ponieważ myślałem, że załoga podejmie samodzielnie decyzję o przekierunkowaniu się na zapasowe lotnisko, i że taka widoczność obudzi czujność samolotu, chociaż w rzeczy samej widoczność ta mieściła się w granicach 800 metrów" - mówił kierownik lotów tuż po katastrofie.

Reklama

A tak rosyjski kierownik lotów relacjonował ostatnie sekundy przed uderzeniem tupolewa w ziemię.

"Na odległości około 1200 - 1500 metrów kierownik strefy lądowania wydał komendę . Odpowiedzi nie było. Po kilku sekundach usłyszałem lekki wybuch. Chcę także uściślić, iż łączność z samolotem miałem cały czas, ale samolot nie reagował na moje komendy. Po tym lekkim wybuchu ja kilka razy wywoływałem jego sygnał wywoławczy - . Odpowiedzią była cisza".

Zakwalifikowanie lotu tupolewa jako cywilny sprawia, że całą odpowiedzialność za katastrofę spada na polską załogę Tu-154. Z taką oceną nie zgadzają się polscy specjaliści.