O przedłużenie dochodzenia wystąpiła Prokuratura Okręgowa w Łodzi. Śledztwo miało zakończyć się do końca września; teraz ma zostać przedłużone co najmniej do końca roku.

"Do końca września postępowania nie udało się zakończyć. Dla zbadania wszystkich zagadnień konieczne jest jeszcze pogłębienie materiału dowodowego i stąd też wniosek do prokuratora apelacyjnego o przedłużenie czasu tego postępowania do końca roku" - powiedział w poniedziałek PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.

Reklama

Łódzcy śledczy od ub. roku badają ślady i dowody w domu Blidów oraz czy miejsce zdarzenia zostało prawidłowo zabezpieczone. Kopania nie chciał odnosić się do obecnych ustaleń śledztwa.

Wątkiem zabezpieczenia śladów po śmierci b. posłanki zajmuje się też sejmowa komisja śledcza. Z analizy kryminalistycznej przedstawionej w lutym przez stałego eksperta komisji dr Michał Gramatykę wynika, że między zgonem Barbary Blidy a rozpoczęciem oględzin miejsca zdarzenia minęły ponad trzy godziny. W tym czasie w domu Blidów były łącznie 34 osoby. Zdaniem eksperta "na miejscu zdarzenia nie panował zbyt wielki porządek". Same oględziny - w ocenie eksperta - przeprowadzono prawidłowo.

Ekspert przed komisją zaznaczył, że "im więcej osób na miejscu zdarzenia, tym trudniej zabezpieczyć ślady", a po tragedii kilku policjantów w domu Blidów zwracało uwagę, że "osób na miejscu nie powinno być tak dużo". "To w moim odczuciu jest ewidentny błąd i sytuacja, która mogła zaskutkować trudnościami w zbieraniu śladów" - ocenił ekspert.

Gramatyka mówił, że bezpośredni przebieg wydarzeń związanych ze śmiercią Blidy znany jest tylko z relacji agentki ABW, która była jedynym bezpośrednim świadkiem tragedii. Ocenił też, że hipoteza mówiąca, że przed śmiercią Blidy doszło do szamotaniny między b. posłanką a agentką ABW - jest mało prawdopodobna. Jak mówił, po śladach na szlafroku Blidy można stwierdzić, że strzał padł z przyłożenia, a "to do minimum ogranicza hipotezę stawianą przez niektóre media, że na miejscu doszło do szamotaniny".



Reklama

Prokuratura Apelacyjna w Łodzi nadal bada wątki śledztwa związane z działaniami podejmowanymi przez katowicką prokuraturę po śmierci Barbary Blidy i filmowania czynności w domu b. posłanki przez ABW. W tym ostatnim wątku zarzut przekroczenia uprawnień i działania na szkodę interesu publicznego usłyszał w ub.r. ówczesny szef ABW - Witold Marczuk. Marczuk nie przyznaje się do winy. Grożą mu trzy lata więzienia.

W lutym tego roku Prokuratura Okręgowa w Łodzi umorzyła śledztwo w wątku działań katowickich prokuratorów, którzy wydali postanowienia o przedstawieniu zarzutów i zatrzymaniu Blidy i nacisków na nich ze strony polityków i przełożonych.

Postanowienie o umorzeniu nie jest wciąż prawomocne, zażalenie na jego część złożyła pełnomocnik rodziny Blidów i syn b. posłanki SLD. Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego Katowice-Wschód, który ostatecznie rozstrzygnie czy zażalenia zostaną uwzględnione, czy też postanowienie prokuratury o umorzeniu zostanie utrzymane w mocy.

Przed Sądem Rejonowym w Siemianowicach Śląskich toczy się natomiast proces b. oficera ABW Grzegorza S., który dowodził akcją w domu Blidów. Jest oskarżony o niedopełnienie obowiązków służbowych oraz działanie na szkodę interesu publicznego i prywatnego. Grozi mu kara do trzech lat więzienia. Sprawa dwojga pozostałych funkcjonariuszy Agencji, którzy brali udział w akcji, została prawomocnie umorzona.

Barbara Blida - b. minister budownictwa i b. posłanka SLD - popełniła samobójstwo 25 kwietnia 2007 r., kiedy funkcjonariusze ABW przyszli przeszukać jej dom w Siemianowicach Śląskich i zatrzymać ją na polecenie Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Prokuratura chciała jej postawić zarzuty w śledztwie dotyczącym tzw. afery węglowej.