Sąd zasądził też od skazanych po ponad 130 tys. zł od każdego na rzecz pokrzywdzonych (w ramach obowiązku naprawienia szkody), przyznał też napadniętym zadośćuczynienie po 10 tys. zł od każdego ze sprawców.

Prokurator domagał się dla wszystkich trzech oskarżonych kar po 15 lat więzienia. To recydywiści w wieku od 25 do 33 lat, w przeszłości karani za podobne przestępstwa. Po wyroku oskarżyciel powiedział PAP, że jest zadowolony, choć zaznaczył, iż decyzja o ewentualnej apelacji zależy od jego szefów.

Reklama

Obrońcy chcieli uniewinnienia dwóch oskarżonych, w przypadku trzeciego - możliwe niskiej kary. Kwestionowali nie tylko wiarygodność dowodów, w tym zeznania pokrzywdzonych, ale także wysokość strat finansowych przez nich podawanych.

Sędzia Marzenna Roleder oceniła jednak, że nie było żadnych wątpliwości, iż to oskarżeni dokonali w marcu i kwietniu 2009 roku napadów na dwa kantory w centrum miasta. Zwróciła uwagę, że były to przestępstwa zaplanowane i zuchwałe: w biały dzień, w centrum, tam gdzie jest wiele przygodnych osób.

Reklama

Krytykowała obrońców za jednostronną ocenę dowodów podkreślając, że rozpoznanie przez pokrzywdzonych nie było jedynym dowodem w sprawie. DNA, treść korespondencji w areszcie, wyjaśnienia samych oskarżonych (choć ci wprost nie przyznali się), złożyły się w całość materiału dowodowego - mówiła sędzia.

Mówiąc o karze sędzia przypomniała, że chodzi o recydywistów. Jeden z nich w październiku 2008 roku (pół roku przed napadami na kantory) wyszedł z więzienia po odbyciu kary dziewięciu lat więzienia za jedenaście napadów, m.in. na urzędy pocztowe.



Reklama

Ten skazany (orzeczono wobec niego najwyższą karę, 13 lat więzienia) doprowadzony został na środowe mowy stron i wyrok z policyjnego aresztu. Od kilku miesięcy odpowiadał w tym procesie z wolnej stopy. We wtorek został zatrzymany pod zarzutem napadu na właściciela kolejnego kantoru. Zaatakował go gazem, ale pieniędzy nie zdołał ukraść.

W środę aresztowano go podwójnie: dla potrzeb tego nowego śledztwa oraz w związku z orzeczoną karą za napady na kantory.

"Musi być surowa reakcja. Sprawcy są zdemoralizowani, nie potrafią normalnie żyć na wolności, a społeczeństwo musi się przed nimi bronić" - podkreśliła sędzia Roleder.

Z wyroku zadowolony był właściciel jednego z zaatakowanych kantorów, w procesie oskarżyciel posiłkowy. Mówił, że spodziewał się nawet nieco niższych kar. Przyznał jednak, że nie spodziewa się, by odzyskał utracone pieniądze. Tych bowiem nie udało się odnaleźć.

Po napadach w 2009 r. policja zwracała uwagę, że w obu przypadkach właściciele kantorów nie uważali za konieczne zabezpieczyć się na wypadek takiego zdarzenia. W pierwszym przypadku mężczyzna, niosący torbę ze znaczną kwotą, nie korzystał z ochrony ani innych zabezpieczeń, zaatakowany został przed drzwiami kantoru.

W drugim przypadku właściciel kantoru i kasa nie były zabezpieczone np. szybą pancerną. Co prawda w obiekcie był monitoring, dzięki czemu szybko ustalono dwóch sprawców, ale wobec braku innej ochrony rabusie w ok. 20 sekund zdołali zaatakować mężczyznę i ukraść pieniądze.