Zarząd grupy Delta Trans zapewnia, że nikogo na związkowe zebranie nie wysyłał, a o incydencie dowiedział się z mediów. Według zarządu osoby obserwujące związkowców występowały wyłącznie we własnym imieniu. Fakt powołania związkowych struktur w grupie zarząd "przyjął do wiadomości", a zarzuty dotyczące zastraszania uważa za bezpodstawne.
"W tej chwili założyć związek zawodowy w prywatnej firmie to większe bohaterstwo, niż działać w podziemiu" - powiedział Duda, komentując sobotni incydent przed siedzibą śląsko-dąbrowskiej Solidarności w Katowicach, gdzie zorganizowano zebranie wyborcze tworzącej się w grupie Delta Trans międzyzakładowej komisji Solidarności.
Choć założyciele związku spotykali się w dniu wolnym od pracy, poza firmą, byli obserwowani - według ich relacji - przez dwóch przedstawicieli pracodawcy, siedzących w zaparkowanym tuż przed siedzibą "S" samochodzie. Związkowcy podali, że jeden z obserwujących należał do kierownictwa firmy. Mężczyźni odjechali po interwencji Dudy.
"Jak w najgorszych, esbeckich, czasach przyjechało dwóch panów - ponoć dyspozytor i dyrektor. Stali sobie i patrzyli, więc wyszedłem do nich i zapytałem, czy może dać im aparaty fotograficzne. Nawet esbecy byli subtelniejsi, bo chowali się za drzewami albo robili zdjęcia z mieszkań" - relacjonował szef Solidarności.
Przedstawiciele zarządu firmy Delta Trans, w odpowiedzi na pytania PAP, zaprzeczyli we wtorek, by mieli coś wspólnego z incydentem przed związkowym zebraniem. "Zarząd Delty Trans przyjmuje do wiadomości utworzenie związku zawodowego w grupie Delta Trans. Zarząd nikogo nie wysyłał na zebranie związkowe, bo i po co? O incydencie na zebraniu związkowym zarząd dowiedział się z radia" - napisała we wtorek w stanowisku kierownik działu organizacyjno-prawnego grupy Bożena Konopka.
Przedstawicielka grupy podkreśliła, że zarząd spółek Delta Trans Transporte oraz Delta Trans Logistik nie delegował na spotkanie związkowców żadnych osób reprezentujących obie spółki.
"Jeżeli na tym spotkaniu były jakieś osoby, których obecność mogłaby wskazywać, iż reprezentują spółki, to było to nieuzgodnione z zarządem. Osoby te przebywały tam w czasie wolnym od pracy i występowały w swoim własnym imieniu" - oświadczyła Konopka, uznając związkowe zarzuty dotyczące nacisków i zastraszania za absolutnie bezpodstawne.
Innego zdania jest lider Solidarności. Według niego przedstawiciele pracodawcy przyjechali przed siedzibę "S" po to, by dowiedzieć się, którzy pracownicy odważyli się założyć związek zawodowy. "To zdecydowanie forma nacisku, zastraszenia. Chcą wiedzieć, kto jest w związkach, ewentualnie szybko rozprawić się z nimi" - skomentował Duda.
Przewodniczący "S" zapowiedział poruszenie sprawy utrudniania działalności związkowej podczas obrad komisji trójstronnej. Jego zdaniem, w kraju należącym do UE, w państwie prawa podobne działania są niedopuszczalne i powinny być piętnowane. Konopka powiedziała PAP, że zarząd firmy wie o tworzeniu związku od września i nie utrudnia tej działalności.
Zgodnie z ustawą o związkach zawodowych, kto w związku z zajmowanym stanowiskiem lub pełnioną funkcją przeszkadza w utworzeniu zgodnie z prawem organizacji związkowej, utrudnia wykonywanie działalności związkowej prowadzonej zgodnie z przepisami ustawy lub dyskryminuje pracownika z powodu przynależności do związku, podlega grzywnie lub karze ograniczenia wolności.
Grupa Delta Trans - jak podali we wtorek jej przedstawiciele - działa od 20 lat, należy do największych firm spedycyjnych w Polsce. Zatrudnia ponad tysiąc osób, w tym 472 kierowców. Do Solidarności zapisało się ok. 90 osób.