"Byłem z panem ambasadorem jako jego kierowca, z panem świętej pamięci pułkownikiem Florczakiem, jak był Moskwie na przygotowaniu tej imprezy. Rozmawialiśmy na ten temat, że gdyby coś to żeby pomóc. Bo to jest kwestia tylko upewnienia się, że są samochody, ten skład kolumny co był uzgodniony ze stroną rosyjską no i później, żeby wszyscy wsiedli i szczęśliwie dojechali do Katynia. To jest rola wtedy takiej osoby, która ma to realizować" - mówi RMF FM funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu Gerard K.
Oficer dodaje, że fakt, iż był kierowcą ambasadora nawet ułatwiał mu zadania związane z zabezpieczeniem i ochroną terenu na lotnisku.
"Bo ja jako pracownik ambasady mam większe możliwości i mniej rzucam się w oczy. Bo jeżeli chodzi o lotnisko, to ja zawsze mogę wejść a koledzy z BOR, którzy byli tam oficjalnie musieliby mieć jakiegoś przewodnika z ich służb" - wyjaśnia Gerard K.
Dotychczas prokuratorzy twierdzili, że na lotnisku Siewiernyj nie było pracowników BOR czekających na Tu-154. Innego zdania był szef Biura, generał Marian Janicki.