Paradoksalnie problem zaczął się z wejściem w życie nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, która miała być remedium na zalew kraju dopalaczami. Sejm, w ślad za rządową propozycją, zdecydował, że odtąd "wytwarzanie i wprowadzanie do obrotu" będzie ścigane na podstawie prawa administracyjnego. Taką ścieżkę przewiduje art. 52 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii.
- Już podczas uzgodnień międzyresortowych zwracaliśmy uwagę, że ten zapis skrępuje służbom ręce. Ale dopiero teraz to wszyscy zaczynają rozumieć - mówi oficer Komendy Głównej Policji.
W myśl tego artykułu za handel i wytwarzanie niebezpiecznych dopalaczy grozi sroga kara, ale jedynie pieniężna: od 20 tysięcy do miliona złotych. Egzekwuje ją jednak sanepid na podstawie procedury administracyjnej, nie karnej.
- Tymczasem policjanci swoje czynności mogą prowadzić jedynie wobec przestępstw i wykroczeń. Nie mają prawa prowadzić pracy operacyjnej wobec deliktu administracyjnego - relacjonuje "DGP" urzędnik, który był na środowej naradzie.
Reklama
Co to oznacza w praktyce? Nawet jeśli policjant operacyjny usłyszy od tajnego współpracownika, że znany mafioso inwestuje w transport dopalaczy, nie może nic zrobić. Podobnie z oficerem ABW, który dowie się, gdzie powstaje fabryczka dopalaczy. Obaj nie mogą zweryfikować informacji podczas dalszych „sprawdzeń operacyjnych” ani np. wnioskować do prokuratury i sądu o włączenie podsłuchu.
- Takie działania mogę podjąć, tylko mając pewność, że w tych dopalaczach będą substancje uznane za zakazane w rozporządzeniu do ustawy. Mogę zaryzykować i rozpocząć działania operacyjne, ale ze świadomością, że narażam się na zarzut karny przekroczenia uprawnień - wyjaśnia funkcjonariusz jednej z komend wojewódzkich.
Wprowadzenie nowych zapisów ma także inny efekt: teraz prawdziwą policją antydopalaczową staje się sanepid. Tyle że trudno np. sobie wyobrazić, że będą śledzić handlarzy dopalaczami. Ale, co ciekawe, według art. 68 ustawy, choć policja nie może ścigać handlarzy, może interesować się każdym, kto... reklamuje dopalacze. Dlatego że za złamanie tego zakazu grozi kara od roku do dwóch lat więzienia.