"On był zawieszony, kapitan Protasiuk. Nie zazdroszczę mu tego stanu psychicznego, bo miałem różne trudne sytuacje to wiem, jak człowiek reaguje. Są takie sytuacje, że pilot nawet jeśli jest w takim stresie, my to nazywam zawieszeniu, to on mógł nawet kolegów swoich nie słyszeć" - powiedział w Radiu ZET płk Latkowski.

Reklama

"Kolega krzyczał i on nie słyszał tej komendy, że odchodzimy. Drugi pilot nie wykazał się kwalifikacjami, bo obowiązkiem drugiego pilota, jeśli pierwszy nie odpowiada, jest przejęcie sterowania samolotem. Tutaj nastąpiło tak zwane psychiczne zawieszenie, powinien wkroczyć, zdecydowanie przejąć stery i odejść na drugie okrążenie, odejść na zapasowe lotnisko" - kontynuował pułkownik.

"Jeśli pilot dostaje [informację], że jest mgła na lotnisku - nie ma prawa podchodzić w ogóle do tego lotniska, nie ma prawa wykonywać lądowania, to jest zapisane w regulaminie wykonywania lotów, lotnictwa sił zbrojnych, że mgła należy do jednych z czynników niebezpiecznych, w których się nie wykonuje lądowania" - dodał płk Robert Latkowski.

Jego zdaniem dramat zaczął się już w chwili startu tupolewa, który nie powinien był w ogóle lecieć do Smoleńska. Tu, zdaniem płk Roberta Latkowskiego, kluczową rolę odegrał dowódca wojsk lotniczych, gen. Andrzej Błasik.

"Dowodził całym lotnictwem i ma swoją służbę też meteorologiczną, wojskową, natomiast na pewno był zapoznany z prognozą pogody i nie wykluczam, że znając te warunki pogodowe, jakie są na lotnisku w Smoleńsku, przejął - można tak powiedzieć - dowodzenie tym samolotem i on składał meldunek prezydentowi o gotowości do lotu. Może liczył na to, że może w momencie podejścia do lotniska już nie będzie takich złych warunków, które by uniemożliwiały lądowanie tego samolotu, może nie chciał peszyć pasażera wcześniej" - powiedział płk Latkowski.

Zapytany, kto może podjąć decyzję o starcie, odpowiedział: "Tylko mógł zadecydować o tym dowódca sił powietrznych. Tylko on."

Pułkownik Latkowski skomentował też słowa Marcina Dubienieckiego, który powiedział że nie wyklucza złożenia zawiadomienia o możliwości dokonania zamachu na
Tu-154.

Reklama

"Jak każdy obywatel ma prawo. Ja powiedziałem - i potwierdziło się to w wypowiedzi innych osób badających tą katastrofę, jak na przykład pułkownika Klicha - tam żadnego zamachu nie było. Trudno będzie tę teorię udowodnić" - stwierdził autor książki "Ostatni lot".

Płk Latkowski odniósł się także do przez wypowiedzi ekspertów przytoczonych przez "Gazetę Polską", według których GPS w Tu-154 podawał fałszywe dane, ponieważ sygnał satelity został nagrany i odtworzony z opóźnieniem: "Nic takiego nie znam i w swojej karierze się z takim czymś nie spotkałem".