Tegoroczne wybory - prezydenckie i samorządowe - były wydarzeniem roku dla 13 proc. badanych. Dla 8 proc. najważniejsze w mijającym roku były klęski żywiołowe - przede wszystkim seria powodzi. 5 proc. badanych wskazało na wizytę prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa i poprawę relacji polsko-rosyjskich.
Sporadycznie (po około 1 proc. wskazań) badani wymieniali: uniknięcie przez Polskę kryzysu gospodarczego, wydarzenia sportowe i budowę "orlików", sukcesy na arenie międzynarodowej (Jerzy Buzek na stanowisku szefa Parlamentu Europejskiego), a także kłótnie polityków, "wojnę polsko-polską".
18 proc. badanych nie umiało wskazać wydarzenia roku, a 3 proc. uznało, że nie stało się nic, co zasługiwałoby na to miano.
CBOS przypomina, że w 2008 roku połowa badanych (51 proc.) nie zapamiętała żadnego faktu, o którym można by powiedzieć, że był dla Polski najważniejszy, a dalsze 15 proc. uważało, że takiego wydarzenia w ogóle nie było. W 2009 r. 55 proc. ankietowanych nie umiało przypomnieć sobie niczego, co w skali kraju zasługiwałoby na miano "wydarzenia roku", a 12 proc. jednoznacznie stwierdziło, że nic takiego się nie wydarzyło.
Respondenci byli też proszeni o wskazanie wydarzenia roku za granicą. 8 proc. wskazało na katastrofę smoleńską, 7 proc. - na klęski żywiołowe (w tym trzęsienie ziemi na Haiti, wybuchy wulkanów, a także tragiczne w skutkach powodzie w różnych rejonach świata). 4 proc. za najważniejsze wydarzenie w skali międzynarodowej uznało kryzys gospodarczy.
Uratowanie górników w Chile, katastrofy ekologiczne (Zatoka Meksykańska, Węgry) i atak Korei Północnej na Południową uzyskały po 3 proc. wskazań. Po 2 proc. respondentów uznało za istotną wojnę w Afganistanie i przyznanie Pokojowej Nagrody Nobla chińskiemu dysydentowi Liu-Xiaobo.
Badani dostrzegli też poprawę stosunków Rosji z USA, ujawnienie tajnych materiałów dyplomatycznych przez portal WikiLeaks, rozegrane w RPA mistrzostwa świata w piłce nożnej, a także przyznanie Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny i fizjologii twórcy metody in vitro.
Badanie przeprowadzono w dniach 7-14 grudnia 2010 roku na liczącej 879 osób reprezentatywnej próbie losowej dorosłych mieszkańców Polski.
Komentarze(108)
Pokaż:
Jak Latkowski został dowódcą "306. specpułku"
Pohukujący na pilotów płk Robert Latkowski sam ma kłopoty z porozumiewaniem się w języku rosyjskim - przekonał się "Nasz Dziennik". Myli liczebniki. A to w przypadku pilota wielokrotnie odbywającego loty z VIP-ami na terytorium Federacji Rosyjskiej poważna dysfunkcja. Czy uprzedził o tym Lecha Wałęsę i Aleksandra Kwaśniewskiego, którzy podróżowali z nim na Siewiernyj, gdzie kontrolerzy przekazują komendy tylko po rosyjsku?
Pułkownik Robert Latkowski uważa się za eksperta w sprawach katastrofy smoleńskiej, jest nawet jednym z trzech autorów książki na ten temat. W jego ocenie, jedną z przyczyn tragedii była słaba znajomość języka rosyjskiego przez pilotów tupolewa. Wydaje się, że idzie tropem tez płk. Pawła Plusnina, kontrolera lotów ze Smoleńska, który zaraz po katastrofie twierdził, że polscy piloci znali rosyjski, ale "liczby to jednak dla nich trudność".
Jak się okazuje, płk Robert Latkowski sam ma problem z liczbami. Zainspirowany jego ostatnimi wypowiedziami dotyczącymi rzekomo słabej znajomości języka rosyjskiego przez załogę tupolewa, który miał lądować na Siewiernym, "Nasz Dziennik" postanowił sprawdzić lingwistyczne umiejętności "eksperta". W tym celu posłużyliśmy się prowokacją dziennikarską. Podając się za korespondenta rosyjskiego radia, poprosiliśmy płk. Latkowskiego o rozmowę. Były szef specpułku potwierdził, że zna rosyjski. Ale miał poważne problemy podczas rozmowy. I tak m.in. dwukrotnie pomylił liczebniki 30 i 300, mimo że pytający dopytywał go o to wiele razy. W efekcie ze sformułowania Latkowskiego wynikało, że przedstawiając się, potwierdził, iż był dowódcą nie 36. a 306. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego (który w rzeczywistości nie istnieje). A gdyby to nie była skromna dziennikarska prowokacja, ale rozmowa z wieżą kontroli lotów i chodziło o wysokość, ciśnienie, prędkość samolotu albo częstotliwość radiową? Przecież nasz rozmówca był dowódcą specpułku i sam latał na Tu-154M, między innymi do Smoleńska z prezydentem Kwaśniewskim.
Latkowski poinformował, że był na kursie obsługi Tu-154 w roku 1988 w Uljanowsku. Trzymiesięczny kurs odbywał się oczywiście w języku rosyjskim, ale późniejszy dowódca 36. specpułku zdążył już najwyraźniej wiele zapomnieć, bo w liczbie "1988" słowo "osiemdziesiąt" wypowiedział po polsku. Nieprawidłowo również odmienia słowo "miesiąc". Obcy dla pułkownika jest także rosyjski ruchomy akcent w takich słowach jak "lotnik" czy "rok". Przesunięcie akcentu na inną sylabę powoduje, że wyraz brzmi dla rodzimych użytkowników języka rosyjskiego obco, ale jest wciąż zrozumiały. Gorzej, gdy próbujący mówić po rosyjsku nie zdaje sobie sprawy ze zjawiska akania, tj. wymawiania samogłoski "o" jako "a" w nieakcentowanych sylabach. Wtedy mówiący staje się niezrozumiały. A pułkownik Latkowski podczas rozmowy zrobił ten błąd między innymi w słowach "potem" i "rok".
Zdaniem byłego dowódcy specpułku, major Arkadiusz Protasiuk wprawdzie znał rosyjski, ale nie w zakresie procedur lotniczych. Tymczasem wymiana korespondencji radiowej w ramach kontroli ruchu lotniczego to krótkie komunikaty zawierające przede wszystkim liczby. Obok kodów wywoławczych, złożonych przynajmniej w części z numerów, samolot i wieża podają sobie różne parametry lotu: wysokość (lub poziom lotu - flight level, np. FL300 to 30 tysięcy stóp nad ziemią), prędkość, różne kierunki i namiary oraz dane meteorologiczne, takie jak ciśnienie i temperatura (kluczowe dla działania wysokościomierza) oraz kierunek i prędkość wiatru. Wreszcie rozmowa kończy się najczęściej podaniem przez kontrolera częstotliwości, z jaką samolot ma się połączyć w dalszej kolejności.
głupolu twoja MAFIA-tuska i zielona-wyspa w 2011r. utopi się na dziurawej platformie , po bandzie tuska nawet smród nie pozostanie , takich głupich jak ty banda potrzebuje bezmózgowcu
Po tym wypadku powinno się wprowadzić bezwzględny zakaz otwierania drzwi do kabiny pilotów, a kapitan powinien porozumiewać się z pasażerami tylko przez intercom i to wyłącznie w jedną stronę. Musi być ochrona reszty pasażerów przed nieobliczalnymi bufonami.