Łukasz Kamiński stwierdził, że jeśli on zostanie szefem IPN, instytucja ta z pewnością będzie inna niż Instytut kierowany przez Janusza Kurtykę. Ale podkreślił, że jest to urząd państwowy, a nie instytucja zależna od jednej osoby.

Reklama

Pytany o opinię na temat słynnej książki o Lechu Wałęsie autorstwa Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza, odpowiedział, że została ona wydana z pominięciem standardowych procedur przygotowywania publikacji do druku. "Jeśli tak książka przeszłaby właśnie tę normalną procedurę, to nie byłoby żadnych powodów, aby jej nie wydawać tutaj. Wydaje mi się, że podstawowym kryterium, jakie książki będą wydawane przez Instytut Pamięci Narodowej powinno być po prostu merytoryczne" - dodał Kamiński.

Stwierdził, że gdyby on był prezesem IPN, decyzja o wydaniu tej książki zależałaby wyłącznie od wyników procedur recenzenckich. Na pytanie, czy uważa, że Lech Wałęsa był tajnym współpracownikiem SB o kryptonimie Bolek, odpowiedział: "Nikt nie zanegował tej tezy, którą postawili autorzy książki". I dodał, że on także jej nie neguje.

Kamiński był pytany także o prowadzone przez IPN kosztowne śledztwa, m.in. w sprawie śmierci gen. Władysława Sikorskiego czy zamachu na Jana Pawła II. "Chciałbym zwrócić uwagę, że często właśnie też w dyskusji medialnej porównujemy śledztwa IPN-u do tych regularnych śledztw. Podczas, gdy ustawa wyraźnie stanowi, że śledztwa IPN-u, czy podejmowane przez prokuratorów IPN mają też dodatkowy cel, jakim jest wyjaśnienie, wszechstronne wyjaśnienie wszystkich okoliczności danej sprawy, więc czasem warto prowadzić tego typu śledztwa" - stwierdził kandydat na szefa IPN.