Po wypadku dwoje dzieci trafiło do Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, dwoje - do Szpitala Wojewódzkiego w Rybniku. Po południu trwały ich badania pod kątem obrażeń wewnętrznych. O dzieciach badanych w Rybniku wiadomo już było, że nie doznały złamań, jednak mają liczne rany, m.in. na nogach.

Reklama

Wypadek miał miejsce kilka minut przed południem na ornontowickiej ul. Zwycięstwa. Według informacji młodszego brygadiera Dariusza Bujały ze Straży Pożarnej w Mikołowie, dzieci w wieku około 10-11 lat najprawdopodobniej wracały ze szkoły. Szły z rowerami, miały ze sobą plecaki.

Według informacji przekazanych przez uczestniczących w akcji strażaków, dzieci czekały przed przejściem dla pieszych. Gdy nadjeżdżająca z jednej strony ciężarówka zatrzymała się przed przejściem, weszły na jezdnię. Nadjeżdżający z drugiej strony autobus - przewóz pracowników z górnikami - nie zdołał się zatrzymać.

Jak relacjonował Bujała, cała czwórka została poturbowana. Dzieci do szpitali zabrały karetki pogotowia i śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Według informacji policji, stan jednego z nich jest prawdopodobnie poważny. Kierowca autobusu był trzeźwy.

Reklama

Jak poinformował PAP rzecznik Głównego Inspektora Transportu Drogowego Alvin Gajadhur, po wypadku autobus skontrolowali inspektorzy. Okazało się, że pojazd był w fatalnym stanie technicznym - układ hamulcowy mógł nie być szczelny, z autobusu wyciekały płyny eksploatacyjne, karoseria była skorodowana, opony wytarte, a fotele uszkodzone.

Rzecznik poinformował też, że autobus nie miał ważnych badań technicznych, a kierowca, który nie okazał zezwolenia na wykonywanie przewozów, został ukarany mandatem 150 zł za braki w dokumentacji. Wobec przewoźnika inspekcja wszczęła postępowanie wyjaśniające.

Młodszy aspirant Sebastian Fabiański z policji w Mikołowie powiedział PAP, że po południu trwały czynności wyjaśniające z udziałem m.in. kierowcy autobusu, który był przesłuchiwany i uczestniczył w badaniach technicznych pojazdu. Śledczy z prowadzącej sprawę Prokuratury Okręgowej w Mikołowie nie zdecydowali do tego czasu o jego ew. zatrzymaniu.