W rozmowie z PAP Tomasz Hypki powiedział, że trudno nie zgodzić się z Rosjanami w prezentowanych stanowiskach.
"Zgodnie z prawdą Rosjanie stwierdzili, że strona polska nic nowego do sprawy nie wniosła, tj., że załoga lądowała, a nie próbowała odejść na drugi krąg, jak usiłowała nas przekonać komisja Millera" - ocenił Hypki. Już w piątek w rozmowie z PAP kwestionował on ustalenia polskiej komisji co do tego, że załoga prezydenckiego tupolewa chciała odejść na drugi krąg, i przekonywał, że wszystkie podejmowane przez załogę czynności zmierzały do wylądowania w Smoleńsku.
Hypki podziela także zdanie Rosjan ws. obecności w kabinie generała Błasika. "Trudno powiedzieć, że generał Błasik, będąc w kabinie, nie wywierał nacisków na pilotów. Każdy z własnego doświadczenia wie, że jak szef stoi nad głową - szczególnie jeśli to jest szef, od którego zależy całe życie zawodowe, cała kariera, a jest się młodym człowiekiem, a to byli młodzi ludzie - to trudno powiedzieć, że nie miał na nich wpływu" - zauważył Hypki i dodał, że "gdyby generał siedział cicho, to byśmy nie wiedzieli, że on tam w ogóle był, a on mówił, że nic nie widać, odczytywał wysokość".
Według niego nie należy też bagatelizować ujawnionego przez Rosjan alkoholu we krwi generała Błasika. "Jeśli chcemy badać przyczyny katastrofy i wyciągać z nich wnioski, to nie możemy mówić, że nadrzędny jest dla nas honor polskiego generała" - ocenił.
Wydawca "Skrzydlatej Polski" tylko w jednym nie zgadza się z zaprezentowanym we wtorek stanowiskiem Rosjan - chodzi o stan techniczny lotniska w Smoleńsku. Zauważył jednak, że polska załoga wiedziała o nim m.in. z not ambasadora Jerzego Bahra.
"Według mnie stan lotniska miał minimalny, jeśli w ogóle jakikolwiek, wpływ na katastrofę" - uważa Hypki. Dodał, że tupolew z prezydentem na pokładzie 10 kwietnia 2010 roku w ogóle nie powinien wylecieć z Warszawy i dodał, że "w zasadzie na tym można by komentarze w tej sprawie zakończyć. Oni w ogóle nie powinni lecieć" - podsumował.