Zlecona przez śledczych z Gdańska ekspertyza wykonywana przez Bernda Brinkmanna, szefa Instytutu Genetyki Sądowej w Muenster, ma pomóc w wyjaśnieniu okoliczności powstania śladów krwi ujawnionych w domu Olewnika w dniu jego uprowadzenia w 2001 roku oraz później.
Śledczy z gdańskiej prokuratury apelacyjnej ustalili z ekspertem, że wyniki jego badań otrzymają do 20 listopada. Jak poinformował w poniedziałek PAP rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku Krzysztof Trynka, wyniki jeszcze nie dotarły. "Zresztą, gdy je otrzymamy, wymagać one będą jeszcze przetłumaczenia" - zaznaczył Trynka.
Brinkmann otrzymał od gdańskich śledczych filmy oraz zdjęcia wykonane w różnym czasie w domu Krzysztofa Olewnika, a przedstawiające m.in. plamy krwi na ścianach, meblach i przedmiotach. Biegły dostał także wyciągi z zeznań oskarżonych w sprawie oraz opinie polskich ekspertów, którzy wcześniej badali ślady krwi znalezione w domu Krzysztofa Olewnika na różnych etapach postępowań prowadzonych w sprawie.
Śledczy zadali ekspertowi szereg pytań, odpowiedzi na które mają pomóc ustalić, w jakich okolicznościach krew znalazła się na danym przedmiocie czy ścianie. Opinia ta może okazać się pomocna przy weryfikowaniu jednej z badanych przez gdańskich śledczych wersji wydarzeń - zakładającej, że porwanie Olewnika zostało sfingowane.
"Na podstawie tych dowodów ekspert może spróbować stwierdzić, czy np. plamy krwi nie zostały naniesione sztucznie" - powiedziała PAP nieoficjalnie osoba zbliżona do sprawy.
Ustalenia eksperta zajmującego się badaniem śladów krwi mogą okazać się istotne zwłaszcza w kontekście ujawnionych w ostatni czwartek przez prokuraturę nowych informacji. Tego dnia wiceszef gdańskiej Prokuratury Apelacyjnej, Zbigniew Niemczyk, w specjalnym oświadczeniu poinformował o wątpliwościach w zakresie zgromadzonego materiału dowodowego oraz nowych dowodach, które "każą podać w wątpliwość dotychczas ustaloną wersję przebiegu zdarzeń, zarówno w czasie zaginięcia K. Olewnika tj. 26-27 października 2001 r., jak i w późniejszym okresie".
Niemczyk poinformował, że śledczy dysponują wykonanym na ich zlecenie przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych badaniem nagrania, która może potwierdzać wersję mówiącą o tym, że Krzysztof Olewnik sam się uprowadził.
Chodzi tu o ekspertyzę zapisu rozmowy między rodziną Olewników a przedstawicielem porywaczy przeprowadzonej w styczniu 2002 roku, a więc kilka miesięcy po porwaniu, w czasie gdy Krzysztof Olewnik miał być więziony na działce w okolicach Kałuszyna. Rozmowa, dotycząca okupu, została zarejestrowana z podsłuchu założonego na telefonie sprawców. Osoba znajdująca się w pobliżu telefonu, jeszcze przed rozpoczęciem połączenia, instruuje mężczyznę, który rozmawia potem z członkiem rodziny Olewników; jak wykazały badania zlecone przez gdańskich śledczych, osobą tą był Krzysztof Olewnik, a rozmowa przeprowadzona została w centrum Warszawy.
Krzysztof Olewnik miał poinstruować mężczyznę słowami: "Niech Jacek z Iwoną jadą". "Powiedzieć jakieś imię?" - miał potem zapytać porywacz i usłyszeć "nie" w odpowiedzi.
Wątpliwości gdańskiej prokuratury odnośnie tego, czy dotychczas ustalony przebieg zdarzeń związanych z porwaniem Olewnika jest prawdziwy, budzą także m.in. rozbieżności w zeznaniach świadków - osób uczestniczących w przyjęciu w wieczór poprzedzający uprowadzenie. Rozbieżności są tak duże, że na podstawie zeznań nie można nawet jasno ustalić, kto brał udział w spotkaniu.
Śledczy dysponują też zeznaniami świadków, którzy utrzymują, że widzieli Krzysztofa Olewnika już po jego porwaniu w okolicznościach, które wskazywały na to, że nie jest on przez nikogo przetrzymywany siłą.
Prokuratorzy mają też wątpliwości, czy - wbrew zapewnieniom rodziny - dom oraz posesja Krzysztofa Olewnika w momencie uprowadzenia nie były jednak monitorowane. Na obecność kamer, z których obraz mógł być zapisywany, wskazują m.in. zeznania świadków, w tym jednego z porywaczy.
Wątpliwości śledczych wzbudziły też - ujawnione przez biegłych ds. fonoskopii - luki i nieścisłości w treści nagrań między rodziną Olewników a porywaczami. Na podstawie wyników ekspertyz prokuratorzy nabrali podejrzeń, że rodzina nie przekazała organom ścigania wszystkich dowodów, które mogły być istotne dla sprawy. Aby zweryfikować te wątpliwości, w ostatni czwartek śledczy dokonali przeszukań w domach rodziny Olewników. Zabezpieczono tam ok. 300 przedmiotów: dokumentów, nagrań monitoringu.
Rodzina Olewników kategorycznie zaprzecza, jakoby miała ukrywać przed śledczymi jakiekolwiek dowody. Włodzimierz Olewnik zapowiedział, że na prokuratorskie postanowienie o przeszukaniu złoży zażalenie. Olewnikowie zapewniają też, że w domu Krzysztofa nie było czynnego monitoringu. Ich zdaniem nieprawdziwa jest także wersja zakładająca, że Krzysztof Olewnik sam się uprowadził. Rodzina utrzymuje też, że osoba, która na nagraniu wydaje instrukcje porywaczom, to nie Krzysztof Olewnik.
W maju 2008 r. gdańska prokuratura apelacyjna przejęła od olsztyńskich śledczych prowadzone tam od 2007 roku postępowania, w których ustalane są nieznane okoliczności porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika oraz badane nieprawidłowości przy dotychczasowych postępowaniach.
Po przejęciu śledztwa gdańscy prokuratorzy przeprowadzali m.in. powtórną analizę akt oraz dowodów zebranych w czasie dotychczasowych postępowań w tej sprawie. Przeprowadzono też ponowne przesłuchania osób związanych ze sprawą oraz przeszukania istotnych dla śledztwa miejsc, w tym m.in. położonego w podpłockim Drobinie domu ofiary.
Efektem pracy śledczych było m.in. znalezienie w domu Krzysztofa Olewnika śladów krwi, które wcześniej nie były znane organom ścigania. Niektóre z tych śladów dotąd nie zostały zidentyfikowane - nie wiadomo, kiedy, w jakich okolicznościach i kto je pozostawił.
Do porwania Krzysztofa Olewnika doszło w październiku 2001 roku. Sprawcy kilkadziesiąt razy kontaktowali się z rodziną Olewnika, żądając okupu. W lipcu 2003 r. porywaczom przekazano 300 tys. euro, jednak Krzysztof Olewnik nie został uwolniony. Jak się później okazało, miesiąc po odebraniu przez przestępców pieniędzy został zamordowany. Jego ciało zakopano w lesie w pobliżu miejscowości Różan (Mazowieckie). Odnaleziono je w 2006 r., a w 2010 r. - po ekshumacji na cmentarzu w Płocku - i badaniach genetycznych ostatecznie potwierdzono tożsamość ofiary. (PAP)