To największa katastrofa kolejowa w Polsce od 22 lat – zgodnie podkreślają eksperci i przedstawiciele rządu. W sobotę o godz. 20.57 w okolicach miejscowości Szczekociny (woj. śląskie) czołowo zderzyły się dwa pociągi: TLK „Brzechwa” z Przemyśla do Warszawy Wschodniej i Interregio „Jan Matejko” relacji Warszawa – Kraków. W wypadku zginęło 16 osób, a 58 rannych pasażerów trafiło do piętnastu okolicznych szpitali. W sumie składy liczyły 11 wagonów, którymi podróżowało ok. 370 osób. W akcji ratowniczej uczestniczyło 450 strażaków, stu policjantów i ratowników, 35 karetek pogotowia i dwa śmigłowce.
Już w nocy z soboty na niedzielę na miejsce katastrofy przyjechał premier Donald Tusk oraz ministrowie spraw wewnętrznych, transportu i zdrowia. W niedzielę rano na miejsce dotarł też prezydent Bronisław Komorowski, który wzorowo ocenił przebieg akcji ratunkowej. I starał się przewidzieć, kto zawinił. Z mojej wiedzy, która na pewno nie jest wystarczająca, wynika, że w ok. 90 proc. wypadków lotniczych i kolejowych najczęściej wina albo błąd leży po stronie człowieka - stwierdził prezydent.
Wśród wielu hipotez dotyczących przyczyn tragedii najczęściej pojawia się ta, według której oba pociągi znalazły się na tym samym torze wskutek prowadzonych na tym odcinku linii kolejowej prac modernizacyjnych. Jak to się stało, dowiemy się po śledztwie, jakie prowadzi w sprawie katastrofy Prokuratura Okręgowa w Częstochowie.
Siedmiu prokuratorów już od późnych godzin nocnych zabezpieczało dokumentację, która posłuży do ustalenia, co było przyczyną katastrofy - mówi DGP Romuald Basiński, rzecznik częstochowskiej prokuratury. Dodaje, że na tym etapie śledztwa brane są pod uwagę dwie możliwe przyczyny wypadku: pierwsza to awaria jednego ze składów lub zły stan techniczny torowiska, druga – błąd ludzki. Basiński zaznacza, że w tej sprawie prokuratura współpracuje z Państwową Komisją Badania Wypadków Kolejowych. Przeprowadzono też rozmowy ze świadkami oraz dyżurnymi ruchu, którzy odpowiadali za nadzorowanie odcinka, na którym doszło do katastrofy. Zostali oni również zbadani na obecność alkoholu we krwi. Z naszych ustaleń wynika, że wszyscy byli trzeźwi dodaje Basiński.
Reklama
Na sugestie, że dyżurni mogli być pod wpływem alkoholu, błyskawicznie zareagowali kolejarze. Związek Zawodowy Dyżurnych Ruchu PKP apeluje do mediów o powstrzymanie się od ferowania wyroków i ocen na temat przyczyn katastrofy pod Szczekocinami – brzmi oświadczenie rzecznika związku Grzegorza Herzyka.
Reklama
Zdaniem szefa Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych Leszka Miętka przyczyn katastrofy należy upatrywać w polskim systemie bezpieczeństwa ruchu kolejowego. Mamy system sterowania ruchem kolejowym, który przetrwał bez większych zamian sto lat. Jedyna różnica polega na tym, że kiedyś opierał się na urządzeniach mechanicznych, a dzisiaj na elektrycznych. Na Centralnej Magistrali Kolejowej są dopiero pierwsze próby wykorzystywania tzw. europejskiego sytemu sterowania ruchem kolejowym. Ten system reaguje, gdy ktoś popełni błąd - zauważa Miętek.
Szef ZZMK krytykuje również system szkolenia maszynistów. Średnia wieku prowadzących składy przekracza 50 lat. Przewoźnicy chcą przeprowadzać szkolenia jak najkrócej, a Urząd Transportu Kolejowego wyraża na to zgodę - mówi.
W podobnym tonie wyraża się prezes związku pracodawców Forum Transportu Szynowego Piotr Kazimierowski. W Polsce od 20 lat kupiono zaledwie garść nowych lokomotyw, podczas gdy w tym samym czasie w Niemczech wyjechało na tory tysiąc nowych maszyn, a we Włoszech pół tysiąca. Pociągi często jeżdżą po torach remontowanych za Gierka. Jak dotąd żadna z opcji politycznych nie chciała zmierzyć się z tym problemem – uważa Kazimierowski. Nie widząc reakcji rządu, związek maszynistów zamierza powiadomić o stanie polskich kolei Komisję Europejską.
Polska komisja badająca wypadki kolejowe będzie dysponować wstępnymi wnioskami dotyczącymi przyczyn katastrofy prawdopodobnie dopiero za dwa miesiące.
Ruch pociągów na odcinku linii kolejowej Psary – Kozłów, leżącej na trasie Warszawa – Kraków, może zostać wznowiony dopiero we wtorek lub w środę. Do tego czasu pociągi kursują objazdem przez Zawiercie, co wydłuży przejazd o 2 – 3 godziny. Z kolei na trasie z Warszawy do Katowic nie powinny pojawić się utrudnienia. Jak informuje spółka PKP Intercity, zakupione wcześniej bilety na przejazdy pociągami kursującymi planowo przez zablokowany odcinek można zwracać bez żadnych potrąceń.