Unieważnienie przetargu na nowe dowody osobiste ma podtekst finansowy. Ich wymiana kosztowałaby ponad 2 mld zł – wynika z poufnej "Analizy stanu przygotowań dotyczących wprowadzenia nowych dowodów osobistych".
Orędownikami wprowadzenia nowego dowodu byli poprzedni minister spraw wewnętrznych Jerzy Miller i nadzorujący informatyzację wiceminister Piotr Kołodziejczyk. Oni zdecydowali jesienią 2010 r. o ogłoszeniu przetargu w trybie dialogu konkurencyjnego na produkcję dowodów wyposażonych w czip.
Konkurencja wymusi obniżenie cen na państwowej Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, która ma dziś pozycję monopolistyczną – tłumaczyli, dodając, że zaoszczędzone pieniądze będzie można przeznaczyć np. na poprawę stanu wałów przeciwpowodziowych.
W serii tekstów DGP przedstawiał argumenty ekspertów, którzy ostrzegali, że administracja nie jest gotowa do obsługi dowodów z elektronicznym podpisem. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego alarmowała prezydenta, premiera, marszałków Sejmu i Senatu, że ogłoszenie przetargu to zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa, a europejskie kraje powierzają takie strategiczne zamówienia kontrolowanym przez siebie spółkom.
Reklama
Następca Millera, Jacek Cichocki, zlecił urzędnikom resortu przygotowanie audytu stanu przygotowań do wprowadzenia nowego dowodu. Dokument nie pozostawia suchej nitki na poprzednikach.
To prawdziwa przyczyna dymisji Kołodziejczyka oraz związanych z nim dyrektorów Centrum Projektów Informatycznych – mówi jeden z urzędników MSW, proszący o zachowanie anonimowości.
Audytorzy w raporcie napisali, że Miller i Kołodziejczyk ogłosili przetarg, choć resort nie wiedział jeszcze, jakie dokładnie wymagania ma spełniać nowy dowód. Wybór technologii i wymagań technicznych nastąpił bowiem na etapie ogłaszania postępowania o udzielenie zamówienia publicznego, bez uprzedniego opracowania modelu operacyjnego, rozporządzeń technicznych. I bez rzetelnej kalkulacji kosztów odnoszących się do rozwiązań technicznych.
Jeszcze bardziej niepokojąco brzmią fragmenty, które dotyczą używania nowego dowodu jako karty ubezpieczenia zdrowotnego. Okazuje się, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych dopiero w styczniu 2012 roku (czyli kilkanaście miesięcy po ogłoszeniu przetargu) zapytało ministra zdrowia, co sądzi o takim pomyśle. Ten do dziś nie zdążył jednak odpisać.
Wdrożenie nowego systemu dowodów osobistych będzie wymagało w latach 2013-2017 nakładów w wysokości 1,2 mld zł. W przypadku gdyby dokument miał pełnić funkcję karty ubezpieczenia zdrowotnego, kwota ta musiałaby wynosić 2,2 mld zł – napisali audytorzy. Dodali również, że przygotowanie samego MSW do wydawania dowodów to koszt trudny do oszacowania. Dodatkowo uznali za niemożliwe dziś do policzenia, ile każda polska rodzina czy firma musiałaby wydać na specjalne terminale, aby korzystać z podpisu elektronicznego, np. w kontaktach z administracją.
Przygotowania do tej klapy – o czym informował DGP – pochłonęły już ogromne sumy, szacowane na 100, a nawet 200 milionów złotych. Trafiły one do konsultujących firm zewnętrznych, urzędników resortu spraw wewnętrznych i Centrum Projektów Informatycznych. Sam Piotr Kołodziejczyk, odbierając swoją dymisję, zostawił ministrowi administracji i cyfryzacji obszerny list. Tłumaczył w nim, że pada ofiarą spisku zawiązanego przez PWPW oraz Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Koszt decyzji o wycofaniu się z projektu nowego dowodu ocenił zaś na 700 milionów złotych.
Będziemy walczyć o uratowanie europejskiego grantu na budowę pl.ID, starając się o rozłożenie go w czasie. To jedyne wyjście – zapewnia rozmówca z resortu spraw wewnętrznych.