O "manipulacjach" przy telefonie Lecha Kaczyńskiego 10 i 11 kwietnia 2010 r. w Rosji napisał w sobotę "Nasz Dziennik". Gazeta podała, że po katastrofie ktoś na terenie Federacji Rosyjskiej manipulował przy telefonie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ustaliła, że odsłuchiwano pocztę głosową. Stołeczna prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie kradzieży impulsów na szkodę Kancelarii Prezydenta RP. W poniedziałek Prokuratura Generalna poleciła stołecznej prokuraturze apelacyjnej przeanalizowanie tej decyzji.
Prokurator generalny zapoznał się już ze stanowiskiem warszawskiej prokuratury apelacyjnej; podzieliła ona stanowisko PG o konieczności podjęcia tego postępowania i zweryfikowania określonych okoliczności - powiedział rzecznik prasowy Prokuratury Generalnej prok. Mateusz Martyniuk.
Rzecznik prokuratury apelacyjnej, prok. Zbigniew Jaskólski powiedział, że po analizie uznano, że decyzja o odmowie wszczęcia śledztwa była przedwczesna.
O tym, że prokuratura powinna się nad tą sprawą pochylić w sposób znacznie szerszy niż to miało miejsce mówił we wtorek dziennikarzom prokurator generalny Andrzej Seremet.
Materiały dotyczące tej sprawy w listopadzie zeszłego roku trafiły do Prokuratury Okręgowej w Warszawie z prokuratury wojskowej prowadzącej śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej."W wyniku przeprowadzonych czynności procesowych ustalono, że w dniu 10 kwietnia 2010 r., po katastrofie, miały miejsca dwa połączenia wychodzące: pierwsze o godz. 12.46, a drugie o godz. 16.24 czasu polskiego; a w dniu 11 kwietnia 2010 r. jedno połączenie wychodzące o godz. 12.18 czasu polskiego z telefonu użytkowanego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, którego właścicielem była Kancelaria Prezydenta, i były to połączenia z pocztą głosową - informowała prokuratura wojskowa.