Fragment biało-czerwonej blachy do Krzysztofa Lipca (PiS) i Beaty Kempy - jak twierdzi Onet.pl - trafił z rąk harcerzy, którzy byli w Smoleńsku i znaleźli tam niezabezpieczone jeszcze szczątki maszyny.

To kawałek blachy. Trudno powiedzieć, z konkretnie której części samolotu. Są na niej biało-czerwone oznaczenia. Jest mały fragment barwy czerwonej, a zdecydowana większość jest w kolorze białym - mówi Krzysztof Lipiec.

Reklama

- Piękny gest - tak działanie darczyńców komentują niektóre rodziny ofiar. Ale prokuratura wojskowa, która prowadzi śledztwo ws. katastrofy z 10 kwietnia 2010 r., tak zachwycona nie jest. Dlaczego? To zastanawiające: prokuratura wojskowa nie miała wiedzy o tym, że biało-czerwony fragment blachy z Tu-154M w ogóle znajduje się w sanktuarium w Kałkowie, a to przecież może być znaczący dowód.

Obecnie fragment Tupolewa jest wmontowany w żelbetowy pomnik-makietę Tu-154M.