Potwierdzają się wcześniejsze doniesienia DGP o możliwym zakończeniu produkcji kołowych transporterów opancerzonych Rosomak, z których nasi żołnierze korzystają m.in. w Afganistanie. Wszystko przez spór armii z fińskim producentem Patria.
Zgodnie z wartą niemal 6 mld zł umową Wojskowe Zakłady Mechaniczne w Siemianowicach dostarczą siłom zbrojnym 693 rosomaki do końca przyszłego roku. Potem miałaby być dostawa kolejnych 300 transporterów oraz ich gruntowna modernizacja. Teraz przedłużenie umowy i dalsza produkcja rosomaków stoi pod znakiem zapytania.
Już w październiku DGP jako pierwszy pisał o tym, że pojawił się problem, kto ma prawo do udoskonaleń wprowadzonych w pojazdach podczas ich produkcji w Polsce, m.in. dzięki wskazówkom żołnierzy stacjonujących w Afganistanie.
– Nie wykazaliśmy prawa polskiego jako tego, na podstawie którego będą rozstrzygane ewentualne spory. Wojskowe Zakłady Mechaniczne nie doprecyzowały, co się stanie w przypadku udoskonalenia transportera – mówił "DGP" wówczas rzecznik Najwyższej Izby Kontroli Paweł Biedziak.
Okazało się, że zakłady w Siemianowicach nie mają podpisanej umowy licencyjnej, która zagwarantowałaby prawo do produkcji transportera po zakończeniu kontraktu w 2013 r. – Negocjacje w tej kwestii nie przyniosły dotąd korzystnego dla polskiej strony rezultatu – poinformował "DGP" Biedziak.
Jak z kolei doniosła „Rzeczpospolita”, szef Ministerstwa Obrony Narodowej Tomasz Siemoniak w obliczu sporu z fińskim partnerem gotowy jest wygasić produkcję rosomaków, gdy obecny kontrakt się zakończy, i rozpocząć produkcję transporterów rodzimej produkcji.
Produkcji rosomaków towarzyszy także program offsetu o wartości miliarda złotych.
W październiku NIK wskazała, że Finowie swoje zobowiązania wypełnili w 70 proc. Ostatnie nieoficjalne doniesienia mówią, że fińska spółka nie wywiązuje się z umów offsetowych o wartości ok. 0,5 mld zł.
Inspektorzy NIK skrytykowali też sposób negocjowania umów. – Pierwotne umowy na offset podpisywane w 2002 i 2003 r. były wielokrotnie zmieniane. Błędy popełniane wówczas przez administrację i przedsiębiorców wynikały z braku doświadczenia, pośpiechu oraz błędnej oceny przydatności części przedsięwzięć dla naszej gospodarki – stwierdził w rozmowie z "DGP" Biedziak.