Policjanci z Centralnego Biura Śledczego oraz nadzorujący ich pracę prokurator z wydziału przestępczości zorganizowanej i korupcji zabezpieczyli dokumenty oraz dyski twarde należące do wiceministra finansów Jacka Kapicy. Materiały te mają pomóc śledczym wyjaśnić, jak to możliwe, że resort pozwolił na zalanie kraju działającymi niezgodnie z prawem jednorękimi bandytami, a także poznać kulisy nieudolnej operacji celników przeciwko temu biznesowi – dowiedział się DGP. Policjanci i prokurator pojawili się w Ministerstwie Finansów w miniony czwartek rano. Funkcjonariusze działali na podstawie polecenia „żądania wydania rzeczy”, które wydali prokuratorzy kierujący działaniami grupy śledczej powołanej do wyjaśnienia afery jednorękich bandytów.
Nie było dla mnie niczym nadzwyczajnym, że prokuratura była zainteresowana dokumentami, które posiadam – tłumaczył dziennikarzom sam wiceminister Kapica po tym, jak portal dziennik.pl ujawnił sprawę. Moje służbowe zadania, posiadana wiedza o rynku gier hazardowych w sposób oczywisty angażują moją osobę do każdego postępowania prowadzonego w sprawie nieprawidłowości na tym rynku – mówi wiceminister. Oprócz jego biura funkcjonariusze pojawili się również w gabinetach pięciu dyrektorów resortu finansów.
Polskę zalały tysiące działających niezgodnie z prawem automatów, na których można grać o znacznie wyższe stawki, niż przewidują przepisy. Stało się to przy niemal całkowitej bierności Ministerstwa Finansów i ślepocie Służby Celnej – wyjaśnia DGP jedna z osób związanych ze śledztwem.Dotąd w sprawie jednorękich bandytów zarzuty usłyszało już kilkadziesiąt osób, w tym dwóch kolejnych zastępców wiceministra Kapicy – wiosną 2011 r. Anna C., w grudniu 2012 r. Grzegorz S. Wśród podejrzanych są również eksperci, którzy wydawali opinie legalizujące automaty, a także przedsiębiorcy, którzy zarabiali na tym procederze. Ze zgromadzonych dowodów wynika, że pewien ekspert jednego dnia przebadał kilkaset automatów, co jest fizycznie niemożliwe – wyjaśnia nasz rozmówca.
Analizy ekspertów były niezbędne, aby automaty dostały urzędową koncesję zezwalającą na wstawienie ich do lokali. A te powstawały na stacjach benzynowych, w sklepach spożywczych, dosłownie wszędzie. Dopiero po wybuchu afery hazardowej w 2009 r., w której wyszły na jaw zażyłe relacje między politykami Platformy Obywatelskiej a branżą hazardową, państwo rozpoczęło zdecydowane działania w kierunku uregulowania jednorękich bandytów. Jednak z naszych ustaleń wynika, że część z tych działań budzi wątpliwości prokuratorów i policjantów ze specjalnej grupy śledczej.
Reklama
Chodzi o operację przygotowaną przez Służbę Celną w grudniu 2009 r., którą kierował wiceminister Kapica. W jej efekcie właściciele automatów do gier składali masowe zażalenia do sądów na działania celników, którzy odbierali im sprzęt. Większość z nich sprawy wygrywa, bo według sądów celnicy mogli zabierać automaty tylko po uprzednim przeprowadzeniu ekspertyzy potwierdzającej, że umożliwia on grę niezgodną z prawem. Celnicy najpierw wydawali zgody na wstawianie automatów, a po kilkunastu dniach przychodzili i zabierali mi automaty – mówi właściciel jednej z firm z Dolnego Śląska.
Branża domaga się odszkodowań rekompensujących utracone zyski – nawet 4 tys. zł miesięcznie za jeden automat. Według radia RMF prawdopodobnie wiceminister Kapica usłyszy zarzuty karne dotyczące niedopełnienia obowiązków, a być może nawet korupcji.