- W tej sprawie, nie przez przypadek, różni ludzie starają się udowodnić, że dziecko nie miało szans na przeżycie. Gdyby to się udało, to nie można postawić zarzutu o zabójstwo - twierdzi prof. Płatek. Śledztwo w sprawie nieudzielenia pomocy podczas porodu najpierw umorzono. Kościelni przełożeni wysłali ks. Mariusza na misję na Ukrainę. Po licznych publikacjach prasowych prokuratura apelacyjna uznała, że decyzja o umorzeniu zapadła przedwcześnie - nakazała więc wznowić śledztwo.
- Proszę zapomnieć, że to ksiądz. Proszę sobie wyobrazić sytuację, że to chłopak, który ze względu na swoje interesy, na swoją karierę, ze względu na to, że jest przeciętny i byle jaki, nie zabezpieczył się i zapłodnił jakąś dziewczynę, która mu wisi na głowie i której on nie chce i nie chce tego dziecka - uzasadniała swoją tezę prof. Monika Płatek. - I w momencie, kiedy dochodzi do porodu - a poród domowy to jeszcze nie jest przestępstwo - on zostawia kobietę w jednym pomieszczeniu, a sam idzie posłuchać sobie muzyki w drugim, nie bacząc na jej krzyki, wzywanie pomocy. Czeka, aż w końcu dochodzi do sytuacji, w której dziecko nie żyje. Pytalibyśmy o nieudzielenie pomocy czy inne przestępstwo? - pyta karnistka.
- W sprawie ks. G. nie ma mowy o działaniu "pod wpływem porodu". Tu mamy do czynienia z dorosłym, wykształconym mężczyzną; duszpasterzem, który innych poucza o tym, jak mają się zachowywać i jak poświęcać się dla innych. Mamy tu więc nie tylko artykuły o narażeniu na niebezpieczeństwo i nie udzielenie pomocy, mamy zaniedbany zarzut zabójstwa - zwraca uwagę karnistka.