Według członka zespołu, pilota i egzaminatora Wiesława Jedynaka, winy nie można zrzucać na pojedyncze osoby. Wpływ na katastrofę miał cały system zarządzania, funkcjonowania i kontroli trzydziestego szóstego Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.
Podczas konferencji prasowej Jedynak powiedział, że błędy pojawiły się już na szczeblu szkolenia pilotów. Według zespołu, program przygotowania pilotów w pułku był przestarzały i nie obejmował między innymi systemów TAWS. Dlatego dochodziło do wielu przypadków ignorowania alarmów wysyłanych przez system. Według analizy, szkolenia były przeprowadzane niezgodnie z programem, w nieodpowiednich warunkach.
Zdaniem komisji, niewłaściwe były także kontrole specpułku. Według Jedynaka, po ich przeprowadzaniu wnioski nie były "wprowadzane i zauważane". Zdaniem kapitana, nadzór nad 36. Specjalnym Pułkiem Lotnictwa Transportowego był mało efektywny i nieskuteczny.
Jak dodał Jedynak, umiejętności pilotów powinny być kontrolowane co pół roku, a nie jak jest obecnie - co dwa lata. Jedynak wskazał też, że wszyscy byli dowódcy 36. specpułku w rozmowach z członkami komisji mówili, że zdają sobie sprawę z problemów jednostki - m.in. niedoborów kadrowych, nadmiaru zadań w stosunku do możliwości.
Komisja stwierdziła także, że błędy pojawiły się również przed samym wylotem samolotu do Smoleńska. Do komputera pokładowego zostały wprost naniesione współrzędne z mapy, co jest niewłaściwym postępowaniem - tłumaczył Jedynak. W efekcie linia drogi samolotu była przesunięta o sto metrów na południe - w stosunku do drogi rzeczywistej.
Zespół Laska wskazał także, że w samolocie instrukcje postępowania i działania były tylko w języku rosyjskim. Natomiast jedyną osobą, która znała ten język był dowódca Tu-154 m. Błędem była także otwarta podczas lotu kabina pilotów.
Zwrócono także uwagę na niewłaściwe przygotowanie lotniska docelowego. Nieodpowiednio zweryfikowany był sprzęt nawigacyjny, zawiedli także rosyjscy kontrolerzy w Smoleńsku. Ich odczyty i komendy były chybione. Według zespołu, piloci z Tu-154m powinni usłyszeć od kontrolerów komunikat: Nie ma warunków do lądowania.
Zespół stwierdził jednak, że z formalnego punktu widzenia zejście do wysokości minimalnej przez załogę Tu-154m było zgodne z prawem. Jedynak wskazał jednak, że było to postępowanie nieracjonalne.
Maciej Lasek stwierdził, że wypadek był sumą popełnionych błędów. - Koncentrowanie się na ostatnich sekundach lotu nie wyjaśni całej katastrofy - podsumował.