Towary będą mogły być dowożone do sklepów czy restauracji wyłącznie między godziną 24 a 10 rano. Przez cały tydzień zatem w ciągu dnia dostawy będą wstrzymane. Zakaz ten dotyczy nawet produktów, które zazwyczaj są uzupełniane na bieżąco, takich jak chleb. Sklepy, które nie przygotują się odpowiednio do tych ograniczeń, mogą świecić pustkami, a tym samym tracić klientów. Dla kupujących będzie to zaś oznaczało konieczność robienia zakupów w odleglejszych od ich miejsca zamieszkania marketach.

Reklama

- Ryzyko jest poważne, a zagrożonych jest nawet kilkadziesiąt tysięcy przedsiębiorców - komentuje Mateusz Boruta z firmy ECR Polska, zrzeszającej przedsiębiorstwa produkcyjne, handlowe i dystrybucyjne oraz usługowe, związane głównie z sektorem dóbr szybkozbywalnych, czyli np. żywności.

Co mogą zrobić handlowcy? Już dziś sklepy oraz restauracje i puby powinny wystąpić do władz miasta o przepustki dla pracowników, by ci mogli w nocy przyjmować zrealizowane zamówienia. Do tego powinno być ich więcej niż zazwyczaj, bo dostawy, które normalnie odbywają się przez całą dobę, zostaną skumulowane w 10 godzinach.

- Trzeba też zrobić odpowiednie zapasy. Chodzi przede wszystkim o towary sezonowe, na które będzie największy popyt, np. napoje, w tym zwłaszcza woda, poza tym nabiał czy produkty świeże, jak owoce warzywa. Duże sieci już opracowują strategię - podkreśla Karol Stec z departamentu prawnego Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.

Reklama

Gorzej z małymi marketami, bo one ciągle niewiele wiedzą o czekających je utrudnieniach. - To jest do nadrobienia - przekonuje jednak pan Jarosław, właściciel sklepu spożywczego w centrum Krakowa. Ale wskazuje na największą przeszkodę dla niego i dla wielu innych małych sklepów - małą powierzchnię magazynową. - Nie będę miał gdzie zrobić dużych zapasów. Ograniczę się więc do wybranych towarów. Spodziewam się jednak, że i tak towaru nie starczy. Władze Krakowa spodziewają się najazdu 2-2,5 mln pielgrzymów. A każdej nocy nie da się pracować. Zatrudnienie w tym czasie pracowników to z kolei dodatkowe koszty. W związku z tym Światowe Dni Młodzieży, które mogłyby być sezonem żniw, nie będą jakimś nadzwyczajnym pikiem sprzedaży - komentuje.

Podobnie uważają inni handlowcy i właściciele restauracji. Dlatego wielu nie wyklucza nawet zamknięcia swoich biznesów podczas tego wydarzenia. Szczególnie, że utrudnienia w transporcie dotkną nie tylko towarów, ale i osób. Dojazd wielu pracowników może wiec być niemożliwy.

Poza tym w czasie ŚDM spodziewane jest obniżenie jakości usług telekomunikacyjnych (nagły przyrost ilości telefonów komórkowych może przekroczyć możliwości ich obsługi przez istniejąca infrastrukturę). Może to również wpłynąć na jakość połączeń internetowych, w tym m.in. komunikację biznesową, EDI, i również z tego powodu dostawy do sklepów i punktów gastronomicznych mogą być znacznie utrudnione.

Reklama

Mateusz Boruta sygnalizuje, że te ryzyka nie dotyczą wyłączne Krakowa - podobnych utrudnień należy się spodziewać w innych lokalizacjach regionu, jak chociażby Wadowice czy Częstochowa, która jest ważnym węzłem drogowym.