Słowackie ministerstwo środowiska pracuje nad strategią walki z zanieczyszczeniami powietrza. Powód? W wielu miejscowościach normy pyłu zawieszonego zostały przekroczone o kilkanaście lub kilkadziesiąt procent. Ale poziom zanieczyszczeń, który tak zaniepokoił Słowaków, jeszcze przez wiele lat będzie szczytem marzeń zasmogowanej Polski.
Sytuację smogową na Słowacji można porównać z polskim Pomorzem, gdzie powietrze może nie jest idealne, ale trudno mówić o katastrofie ekologicznej. Dlaczego na Słowacji nie ma takich problemów, jak w Małopolsce czy na Śląsku, mimo niemal identycznych warunków geograficznych i społeczno-ekonomicznych? Przeanalizowanie tej kwestii mogłoby nam pomóc w walce ze smogiem. Niestety, małopolskie i śląskie samorządy nie korzystają z okazji, by wymienić się doświadczeniami ze Słowakami.
Zapytaliśmy włodarzy kilkunastu słowackich miast, czym się u nich ogrzewa mieszkania i ile procent domów jest podłączonych do sieci centralnego ogrzewania. – Twardoszyn jest w 100 proc. zgazyfikowany. Każde gospodarstwo domowe jest podłączone do systemu centralnego ogrzewania na bazie kotłowni gazowej. Niewielki odsetek mieszkańców używa alternatywnych źródeł ciepła, w tym kominków, które są problemem z punktu widzenia ekologii – mówi Miroslava Spišiaková z urzędu miasta Twardoszyn na Orawie.
Reklama
Kysucké Nové Mesto jest w 78 proc. podłączone do sieci CO. W Dolným Kubínie taki dostęp ma 80 proc. gospodarstw. Jeszcze więcej w orawskiej Trzcianie i Preszowie.
– Do sieci ciepłowniczej jest podłączonych 14 tys. gospodarstw, reszta opala gazem. Węgiel jest używany w stopniu minimalnym – tłumaczy Marián Galajda z ratusza w Popradzie.
Podobne odpowiedzi uzyskaliśmy z Żyliny, Liptowskiego Mikułasza i innych miast. Nasi rozmówcy zwrócili jednak uwagę, że mimo niemal pełnej dostępności centralnego ogrzewania kilka procent mieszkańców dobrowolnie z niego rezygnuje lub równolegle używa pieców węglowych albo kominków. Urzędnicy rozkładają ręce, bo nic z tym nie mogą zrobić.
W kwestii ekologicznego ogrzewania słowackie samorządy w zasadzie zrobiły, co mogły. Dla polskich lokalnych włodarzy osiągnięcie 80-proc. dostępności miejskiej sieci ciepłowniczej jest abstrakcją. W małopolskich miasteczkach takiej sieci przeważnie nie ma wcale; pozytywnym wyjątkiem są Nowy Targ i Zakopane. Nawet w aglomeracji krakowskiej podłączenie do sieci CO 80 proc. mieszkań nie jest rozważane nawet w najambitniejszych planach. Na Słowacji problemem pozostają za to wsie. Niemal wszyscy mieszkańcy orawskich wsi korzystają z pieców węglowych. Pocieszeniem jest to, że węgiel niskiej jakości i muły węglowe nie są dopuszczone do obrotu. Rzadziej ujrzymy tu znane z Polski kłęby duszącego dymu, a na palenie śmieci nie ma przyzwolenia.
Duże znaczenie ma polityka energetyczna. Aż 77 proc. energii elektrycznej na Słowacji produkuje się z atomu, a kolejne 10 proc. w elektrowniach wodnych. Do sieci gazowej jest podłączone 87 proc. gospodarstw domowych (w Polsce nieco ponad połowa). Wśród domów niepodłączonych do CO najpopularniejszym źródłem ciepła są piece gazowe lub elektryczne. Nie rujnuje to portfeli, gdyż Słowacy ogrzewający się prądem lub gazem rozliczają się według specjalnej, ulgowej taryfy.
Nawet wyeliminowanie palenia węglem w miastach nie rozwiązało zupełnie problemu smogu. Pozostaje bowiem emisja z przemysłu i samochodów. U nas bagatelizowana, a na Słowacji to właśnie tutaj szuka się sposobów na dalszą poprawę jakości powietrza. Po niemal całkowitym podłączeniu mieszkańców do sieci ciepłowniczej i modernizacji kotłowni nie bardzo zresztą wiadomo, co jeszcze samorządy mogą zrobić. – Żylina walczy ze smogiem poprzez unowocześnienie taboru trolejbusowego, ograniczanie ruchu samochodowego, budowę ścieżek rowerowych i rewitalizację miejskich parków – deklaruje burmistrz miasta Igor Choma.
Nad Orawę i Kysuce smog napływa w ogromnych ilościach także z Polski i czeskiego Zagłębia Ostrawskiego. Teoretycznie daje to podstawę do ubiegania się przez słowackie ośrodki turystyczne o odszkodowanie od województwa małopolskiego, które nie wykazało dobrej woli, by zminimalizować transgraniczny przepływ zanieczyszczeń. Chodzi o brak współpracy między Małopolską a krajem żylińskim w kwestiach smogu i stworzenia systemu transgranicznych linii autobusowych użyteczności publicznej, które pomogłyby ograniczyć zanieczyszczenia transportowe. Akurat na ten aspekt Małopolska ma wpływ, nie wykazuje jednak chęci do działania.
O ewentualnym uruchomieniu międzynarodowych konwencji ekologicznych można będzie jednak mówić dopiero po stworzeniu sprawnego systemu pomiarów jakości powietrza, który na Słowacji szwankuje. – Obecnie na pograniczu nie mamy stacji monitoringu. Planujemy jednak umieścić stacje pomiarowe na granicach z Polską, Czechami i Węgrami, abyśmy mogli zbadać transgraniczne przemieszczanie się zanieczyszczeń – mówi rzecznik ministerstwa środowiska Tomáš Ferenčák.