Decyzję o areszcie podjął Sąd Rejonowy w Świeciu (Kujawsko-Pomorskie). Mężczyzna jest podejrzany o usiłowanie zabójstwa żony przez podłożenie bomby pod jej samochodem. Kobieta, nauczycielka z Warlubia, znalazła ładunek wybuchowy, gdy w poniedziałek przyjechała do pracy.
Po wykryciu ładunku ewakuowanych zostało 680 przedszkolaków, uczniów i nauczycieli Zespołu Szkół (przedszkole, podstawówka, gimnazjum) i pobliskiego Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego. Policyjni pirotechnicy korzystając z robota, usunęli podejrzany ładunek spod samochodu. Następnie na pobliskim placu przeprowadzili eksplozję kontrolowaną, neutralizując w ten sposób ładunek. Jeszcze w poniedziałek policja zatrzymała w Bydgoszczy męża nauczycielki, 42-letniego Dariusza R.
Zanim sąd zdecydował o aresztowaniu, prokurator przedstawił mężczyźnie zarzuty dotyczące usiłowania zabójstwa żony z użyciem materiałów wybuchowych (z art. 148 par. 2 pkt 4), za co grozi nawet dożywocie, oraz m.in. wytwarzania i posługiwania się substancją lub przyrządem wybuchowym bez wymaganego zezwolenia (z art. 171 par. 1).
"Bombę umie zrobić każdy mężczyzna"
Jak poinformowała zastępczyni prokuratora rejonowego z Prokuratury Rejonowej w Świeciu Monika Blok-Ameda, Dariusz R. w czasie przesłuchania przyznał się do skonstruowania i podłożenia bomby, ale twierdził, że nie miał zamiaru zabicia żony. Jego wyjaśnienia jednak nie były spójne. Zapewniał, że chciał nastraszyć żonę i dokuczyć jej, ale również mówił, że chciał się jej pozbyć. Pytany, skąd wiedział, jak skonstruować bombę, powiedział, że to potrafi każdy mężczyzna.
Z ustaleń biegłych wynika, że bomba zawierała 2 kg ładunku wybuchowego i petardy, a była tak skonstruowana, że miała wybuchnąć w czasie jazdy kobiety. Do produkcji bomby został wykorzystany budzik z domu małżonków. Przypuszczalnie podczas jazdy instalacja rozłączyła się i nie doszło do wybuchu.
Prokuratura rozważy skierowanie podejrzanego na obserwację psychiatryczną. Będzie też oczekiwała na szczegółową opinię biegłych, m.in. wyjaśnienie, czy wybuch bomby mógł zagrozić większej liczbie ludzi i spowodować poważne starty.
Dariusz R. nie był karany. Rodzina miała założoną Niebieską Kartę, ale nie były prowadzone postępowania w sprawie przemocy.