W środę policja i prokuratura potwierdziły nieoficjalną informację PAP o zatrzymaniu Mateusza H. To 29-letni student prawa na Uniwersytecie Śląskim, mieszkaniec Bielska-Białej. Został zatrzymany w poniedziałek w drodze na uczelnię. Według śledczych to on zniszczył budynek w Bielsku-Białej, używając do tego butli z gazem.
Do wybuchu bloku doszło nocą z 16 na 17 lipca ub.r. Zniszczony został trójkondygnacyjny blok budowany przez dewelopera na Sarnim Stoku, na północnych peryferiach Bielska-Białej. Sprawę badali śledczy z śląskiego wydziału Prokuratury Krajowej. Do wyjaśnienia szczegółów i ustalenia podejrzanych komendant główny policji powołał specjalną grupę. Znaleźli się w niej policjanci CBŚP z Katowic i Bielska-Białej, a także bielskiej komendy miejskiej. Do działań włączyli się także policyjni pirotechnicy z wydziału do Zwalczania Aktów Terroru CBŚP.
Jak powiedział w środę dziennikarzom naczelnik śląskiego wydziału PK Tomasz Tadla, okoliczności wybuchu były przedmiotem bardzo wnikliwego śledztwa. Po wykonaniu kilkudziesięciu czynności o znacznym stopniu zaawansowania tych czynności, zwłaszcza jeśli chodzi o dobór dowodów, udało się ustalić sprawcę tego przestępstwa – powiedział prokurator.
Jest nim młody człowiek, student jednego z uniwersytetów na Śląsku, który powołując się na pobudki – nazwijmy to - o charakterze ekologicznym dopuścił się podłożenia skonstruowanych przez siebie ładunków wybuchowych pod te budynki - dodał Tadla.
Według ustaleń postępowania, eksplozja spowodowała zawalenie jednego z budynków i groziła zawaleniem dwóch innych. Dlatego prokurator przedstawił mężczyźnie zarzut sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, mającego postać eksplozji materiałów wybuchowych oraz usiłowania sprowadzenia takiego zdarzenia.
Prok. Tadla ujawnił, że czynności z udziałem zatrzymanego nie trwały zbyt długo. Później do katowickiego sądu trafił wniosek o aresztowanie 29-latka na trzy miesiące. Sąd się do tego przychylił. W tym przypadku, co rzadko ma miejsce, sąd uwzględnił naszą argumentację, że poza zagrożeniem surową karą i obawą matactwa w stosunku do tego podejrzanego istnieje obawa, że mógłby on popełnić takie przestępstwo jeszcze raz, zwłaszcza, że takim przestępstwem groził - zaznaczył prokurator. Prokuratura nie ujawnia, czy podejrzany przyznaje się do winy.
Po wysadzeniu budynku, latem ub.r., media informowały o listach organizacji zapowiadającej kolejne działania wymierzone w "niszczącego przyrodę" dewelopera. W listach domagano się wstrzymania prac, rozebrania pozostałych bloków i uprzątnięcia placu budowy.
W ramach prowadzonego śledztwa powołano biegłych z zakresu informatyki śledczej, pożarnictwa, a także pisma ręcznego i kryminalistycznego badania dokumentów. Prokuratorowi udało się porównać i przybliżyć autorstwo pewnych dokumentów, które były wysyłane również do przestrzeni publicznej, a także tych dokumentów, które znaleziono u sprawcy - wskazał Tadla.
Pytany, czy to ten mężczyzna pisał listy, publikowane w mediach, Tadla odpowiedział, że jest on "autorem pewnych treści", nie precyzując, o które listy chodzi. Śledczy w dalszym ciągu badają czy Mateusz H. działał sam, czy pomagały mu inne osoby lub, czy jego działań ktoś nie inspirował. Śledczy nie ujawniają, czy działał w którejś z organizacji ekologicznych.
Jak powiedział prok. Tadla, w czasie przeszukań u Mateusza H. znaleziono materiały wskazujące na zainteresowanie podejrzanego materiałami wybuchowymi i informacjami na temat protestów przeciwko inwestycjom budowlanym.
Jak podało wcześniej CBŚP, w wyniku eksplozji całkowitemu zniszczeniu i zawaleniu uległ jeden segment wielorodzinnego budynku mieszkalnego i prawdopodobnie usiłowano również uszkodzić dwa kolejne budynki. Nikomu nic się nie stało, ale straty materialne oszacowano na ponad 1,2 mln zł.
Do wysadzenia budynku doszło w nocy z 16 na 17 lipca ub.r. Okoliczni mieszkańcy mówili, że przed zawaleniem budynku słyszeli potężne wybuchy. Strażacy na miejscu zastali gruzowisko i niewielki pożar w piwnicy stojącego obok budynku. Paliły się tam śmieci. W obrębie pożaru znajdowała się 11-kilogramowa butla z gazem propan-butan. Strażacy wynieśli ją i ugasili ogień. Podczas oględzin rumowiska znaleziono fragmenty innej butli gazowej. Gruzowisko zostało przeszukane m.in. przy pomocy kamer wziernikowych oraz psów ratowniczych. Nie znaleziono osób poszkodowanych.
Firma deweloperska buduje na Sarnim Stoku trzy budynki wielorodzinne, położone blisko siebie. Jesienią 2017 r. doszło tam do podpalenia maszyn budowlanych. Wówczas pozostawiono tam kartkę, na której znajdowało się zdanie: "Odejdźcie stąd. Zostawcie tę ziemię w spokoju. To pierwsze i ostatnie ostrzeżenie".