Rybnik – obok Żywca i Pszczyny – jest w trójce najbardziej zanieczyszczonych miast Polski, w których dopuszczalny średnioroczny poziom dla stężenia pyłów PM 2,5 i PM 10 przekracza unijne normy. Zdesperowani mieszkańcy coraz częściej myślą o ucieczce – i mówią o tym głośno.
Przed świętami Bożego Narodzenia 2017 r. i po Nowym Roku 2018 r. grupa rybniczan zebrała się na rynku, aby okazać niezadowolenie z powodu złej jakości powietrza. Przyszli w maskach antysmogowych i z transparentami: "Chcemy żyć tu bez masek". W gronie protestujących był Mirosław Małek – żeglarz i olimpijczyk. Stwierdził, że jeśli miasto nie podejmie zdecydowanej walki ze smogiem, wyjedzie, bo nie chce się dłużej truć. Nie jest jedynym, któremu klimat Rybnika mocno daje się we znaki.
Reklama
50 tys. zł – na taką kwotę Oliwer Palarz, rybnicki aktywista, wycenił roszczenie, którego domaga się od Skarbu Państwa z tytułu narażenia zdrowia i życia na działanie smogu. – Człowiek staje się więźniem we własnym domu. Przez 120–130 dni w ciągu roku w Rybniku trudno wyjść z dziećmi na spacer albo pobiegać na powietrzu. Dlatego oddałem sprawę do sądu i czekam na wyrok – wyjaśnia.

Astmatycy jadą do Pucka

To była trudna decyzja – przyznaje Anna, mężatka i matka dwójki dzieci, które do 6. roku życia często chorowały na infekcje górnych dróg oddechowych. W dodatku syn cierpi na astmę i jest alergikiem pokarmowym. Mąż ma z kolei alergię wziewną, ona sama – niedoczynność tarczycy. Mieszkali na obrzeżach Łodzi i choć ich dom stał na wzniesieniu, w powietrzu i tak często wisiał smog, bo okoliczni mieszkańcy palili w piecach czym popadło.
Któregoś dnia rozmawiałam z sąsiadem, że dobrze byłoby przenieść się nad morze. On też rozważał taki scenariusz. Ale rok później zmarł na nowotwór. Był mężczyzną w średnim wieku, przed pięćdziesiątką. Poruszyła mnie ta historia. Rozmawiałam o niej wielokrotnie z mężem: "Zobacz, sąsiad nie zdążył, ale my mamy jeszcze szansę na zmianę. Nie ma na co czekać" – opowiada Anna.