Testy produkcyjne systemu zarządzania ruchem dronów (Unmanned Aircraft System Traffic Management – UTM) rozpoczęły się pod koniec ubiegłego roku i najpewniej zakończą się do końca miesiąca. Prowadzą je jednostki PAŻP. "To koncepcja cyfrowej koordynacji lotów bezzałogowych statków powietrznych i zarządzania wnioskami oraz zgodami na loty w polskiej przestrzeni powietrznej" – informuje agencja. W uproszczeniu chodzi o to, że w najbliższych latach, gdy według wszelkich prognoz bezzałogowych statków powietrznych będzie przybywać, ten ruch trzeba będzie sprawniej koordynować, by nie dochodziło do kolizji. Z jednej strony z tradycyjnymi samolotami, z drugiej między samymi bezzałogowcami.
W powietrzu robi się gęsto. System ma identyfikować i weryfikować użytkowników, a także umożliwiać elektroniczne złożenie dronowego planu lotu i zapewnienie jego bezkolizyjnego przebiegu. Chodzi m.in. o dostarczenie informacji o możliwości wykonania lotu w konkretnej lokalizacji i czasie oraz określenie warunków tego lotu. To ma pozwolić zarządzać lokalnym ruchem.
Dotychczas na świecie nie ma podobnego rozwiązania, które przeszłoby już akredytację. Partnerem technologicznym jest spółka Hawk-e. – Nasza współpraca polega na wykonaniu przez PAŻP akredytacji systemu UTM, do którego prawa własności posiada Hawk-e – mówi Paweł Łukaszewicz, rzecznik prasowy Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. – Proces akredytacji systemu polega na przeprowadzeniu szeregu prac potwierdzających jego gotowość do wykorzystania operacyjnego. Chodzi m.in. o opracowywanie analiz krytycznych systemu, środowiska, analiz bezpieczeństwa, przygotowanie odpowiedniej dokumentacji czy przeprowadzenie licznych testów i odbiorów technicznych potwierdzających, że rozwiązanie działa zgodnie z założeniami i zapewnia wysoki poziom bezpieczeństwa – wyjaśnia urzędnik.
Reklama
Dlaczego system będzie przydatny? – Z punktu widzenia kontrolerów lotów zapewni on istotną wiedzę – będzie widać, co się dzieje w przestrzeni powietrznej wokół lotniska, to są nasze oczy na dronach – tłumaczy Łukaszewicz.
Reklama
Problem istnieje: do kolizji drona ze statkiem pasażerskim doszło w Kanadzie, a na lotnisku Gatwick w Londynie w ostatniej chwili udało się jej uniknąć. Z kolei z punktu widzenia użytkownika system upraszcza biurokrację i formalności związane ze zgłaszaniem lotów. Dziś trzeba to robić w formie papierowej, potem będzie można korzystać z aplikacji mobilnej.
Na to rozwiązanie warto spojrzeć przez pryzmat bezpieczeństwa państwa – mówi Agnieszka Hankus-Kubica, prezes zarządu Hawk-e. – Taki system to podstawa dla transportu przyszłości. Jeśli w przestrzeń powietrzną na wysokości np. poniżej 300 metrów mają wlecieć tysiące nowych statków, to trzeba ją „zdekonfliktować”. Przecież już teraz trwają prace nad autonomicznymi taksówkami powietrznymi. A one nie będą mogły funkcjonować bez takiego systemu – wyjaśnia i dodaje, że dzięki temu rozwiązaniu Polska może zachować suwerenność w tym obszarze. – Trzeba pamiętać, że drony to technologia podwójnego zastosowania. Jeśli nie będziemy tego kontrolować, to może się zdarzyć tak, że nagle kilka tysięcy bezzałogowców, wyprodukowanych np. w Chinach, zacznie „przypadkowo” zbierać dane z naszej infrastruktury krytycznej. Jeśli będą one włączone w nasz system, to my będziemy widzieli, co się dzieje i będziemy mogli zareagować – tłumaczy prezes i dodaje, że jeśli teraz sami nie stworzymy podstawy systemu, to potem producenci bezzałogowców nam go narzucą, a nasz wpływ na jego działanie będzie ograniczony.
Podobny system kontroli lokalnego ruchu w przestrzeni powietrznej testuje port w Gdyni. Jest to związane z tym, że po rozładunku jednego z wojskowych transportów Amerykanów w sieci pojawiły się zdjęcia z tego wydarzenia. Teraz wlot cywilnych bezzałogowców z transponderami nie przeszedłby niezauważony.