"Ludzie z wyższym wykształceniem rzadziej ulegają nałogom i częściej uprawiają sport niż ludzie o niższym statusie społecznym i dlatego mniej od nich chorują i później umierają" - wyjaśnia dr Wojtyniak.

Dane, do których dotarł DZIENNIK, opracował dr Bogdan Wojtyniak, biostatystyk z Zakładu Statystyki Medycznej Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny. Na podstawie kilkuletnich informacji o umieralności obliczył, ilu lat przeciętnie może dożyć statystyczny mieszkaniec danego obszaru. Rezultaty wyliczeń są zadziwiające. Okazało się, że mężczyźni urodzeni w tym samym mieście, ale w różnych dzielnicach, mają szansę dożyć bardzo różnego wieku. Tak jest m.in. w przypadku Warszawy. Tu mieszkaniec Ursynowa bez problemu dożyje osiemdziesiątki, czyli żyć będzie średnio 10 lat dłużej niż statystyczny Polak i o ponad 17 lat więcej niż jego rówieśnik z warszawskiej Pragi-Północ.

Reklama

Skąd tak drastyczne różnice? Ekspertom nie udało się całkowicie rozwikłać tej zagadki. Jedna z najpoważniejszych hipotez mówi, że główną przyczyną jest styl życia. "Ludzie z wyższym wykształceniem mają większą świadomość tego, co jest zdrowe. Rzadziej ulegają nałogom i częściej uprawiają sport niż ludzie o niższym statusie społecznym i dlatego mniej od nich chorują i później umierają" - wyjaśnia dr Wojtyniak. Jak twierdzi, 25-latek z tytułem magistra przeżywa średnio o 12 lat dłużej niż jego rówieśnik po podstawówce.

Potwierdzają to dane narodowego spisu powszechnego z 2002 r. Wynika z nich, że na długowiecznym Ursynowie co trzeci mieszkaniec ma wyższe wykształcenie. Na Pradze-Północ jedynie co dziesiąty.

Identyczna sytuacja jak na warszawskiej Pradze jest w Łodzi. Odsetek mężczyzn z wyższym wykształceniem przekracza tam tylko nieznacznie 8 proc. To o 2 proc. mniej niż wynosi średnia dla całego kraju. Zdaniem ekspertów łodzianie znaleźli się w tragicznej pułapce. "Łódzcy ojcowie z podstawowym i zasadniczym wykształceniem z trudem kształcą swoje dzieci. Zaledwie 4 proc. z nich udaje się dostać na studia" - mówi dr Piotr Szukalski, socjolog demografii z Uniwersytetu Łódzkiego. Jest również przekonany, że poziom wykształcenia łodzian bezpośrednio przekłada się na ich prognozę długości życia. A ta jest fatalna. Według dr. Szukalskiego mężczyźni urodzeni w tym regionie dożyją jedynie 67,5 lat. Co gorsze, Łódź to jedyne wielkie miasto w Polsce, w którym długość życia mężczyzn skraca się. Zaledwie w ciągu dwóch lat łodzianom ubył ponad rok życia! To odwrotna tendencja niż w całej Polsce.

Reklama

"Łodzianie bardzo odstają od reszty mieszkańców wielkich aglomeracji. Brakuje im nie tylko wykształcenia, ale również dobrych nawyków. Wolny czas spędzają pasywnie. Ich ulubionym sportem jest piłka nożna, tyle, że w telewizji" - komentuje Piotr Szukalski. Co ciekawe, odwrotny trend panuje na Śląsku. Według wyliczeń demografów w tym najbardziej skażonym ekologicznie regionie Polski ludzie będą żyli nawet o 2 lata dłużej niż w Łodzi. Sekretu tego fenomenu naukowcy doszukują się w gwałtownym wzroście poziomu wykształcenia mieszkańców. "Jeszcze w 1999 r. wyższym wykształceniem mógł się legitymować jedynie co dziesiąty mieszkaniec tego regionu. W 2004 r. - już co piąty" - mówi z dumą Jolanta Wolanin z Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach.

W biurze nikomu belka na głowę nie spadnie

Reklama

KATARZYNA SKRZYDŁOWSKA-KALUKIN: To nie zanieczyszczenia środowiska, nie geny, ale wykształcenie ma wpływ na długość życia. Co pan na to?
JANUSZ CZAPIŃSKI*: Kiedyś zakład antropologii PAN we Wrocławiu prowadził badania rekrutów i okazało się, że ci, którzy mają żonę, mają też szansę żyć o wiele dłużej niż ci, którzy małżonki nie mają. Otóż dla długości życia niezwykłe znaczenie ma to, jak człowiek żyje. A jeśli sam nie umie o siebie zadbać, ważne jest, czy ma partnera, który zrobi to za niego. Będzie zrzędzić „nie pij tyle”, poda zupę. Kobiety bardziej dbają o siebie i o mężów. Dotyczyło to jednak głównie mężczyzn z niskim wykształceniem. U mężczyzn z wyższym wykształceniem ta zależność malała. Jednak też istniała. Nawet w najlepszej knajpie obiad nie będzie tak zdrowy, jak w domu.

A czy ludzie wykształceni rzeczywiście zdrowiej żyją? Deklarują, że jedzą sałatki, a i tak oczy im się śmieją do golonki.
Dieta Polaków bardzo się zmieniła. Od 1989 r. do dziś udział warzyw w diecie wzrósł z 29 do 40 proc. A to radykalnie poprawia stan zdrowia. Jednak to też jest zależne od wykształcenia. Kiedyś pytałem, jaką wodę piją Polacy, i okazało się, że jest wielka zależność między piciem wody a wykształceniem. Ludzie z niskim wykształceniem prawie w ogóle nie piją wody butelkowanej, a ona przecież obniża ryzyko chorób.

Tylko zdrowszy styl życia przedłuża je?
Nie. Ważne jest też miejsce pracy. W biurze trudniej o wypadkowość, o choroby zawodowe, na przykład pylicę. To ludzie z niższym wykształceniem mają pracę, w której są na to narażeni.

Za to ci wykształceni pracują w wielkim stresie, dużo, szybko i mało śpią.
Jak ktoś pięć nocy nie pośpi, to w końcu je odeśpi, organizm sam się o to upomni. Ale w biurze nikomu belka na głowę nie spadnie. To bezpieczne miejsce. A stres nie ma aż takiego wielkiego znaczenia. Ważny za to jest spadek umieralności niemowląt. Poprawiła się opieka medyczna nad kobietami w ciąży, diagnostyka, teraz wcześnie wykrywa się zagrożenia i walczy się o utrzymanie ciąży, kiedyś tego nie było. Społeczeństwo się zmienia, żyjemy o pięć lat dłużej niż w PRL. I znaczenie tego, że podwoiła się liczba osób wykształconych, jest tu ogromne.

*Prof. Janusz Czapiński jest psychologiem społecznym na Uniwersytecie Warszawskim i prorektorem Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie