"Boli ich fakt, że są dorośli i coś muszą z tym zrobić" - tłumaczy profesor Tomasz Szlendak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, komentując wyniki badań przeprowadzonych właśnie wśród toruńskich studentów. Jego zdaniem kryzys przypada mniej więcej na koniec studiów, który jest teraz postrzegany jako początek prawdziwie dorosłego życia.
Kiedyś tą cezurą była matura, teraz faza przejścia w dorosłość przesunęła się o kilka lat i zbiega się z opuszczeniem wyższej uczelni. Ponadto wielu młodych ludzi chce jeszcze bardziej przedłużyć sobie okres wolności i dlatego - zamiast kończyć studia, zakładać rodziny czy podejmować pracę - zaczyna następny fakultet albo studia doktoranckie. Byleby nie brać odpowiedzialności za własne życie. Na Zachodzie Europy socjolodzy odkryli kryzys ćwierci wieku już kilkanaście lat temu. W Polsce to zjawisko pojawiło się pod koniec lat 90. i nasiliło się w ostatnich latach.
Kryzys ćwierci wieku objawia się biernością, zagubieniem i obniżonym poczuciem własnej wartości. U dorosłych ludzi pojawiają się nagle pytania egzystencjalne, które kilka dekad wcześniej stawiali sobie jedynie nastolatki. "Myślałam, że termin kryzysu ćwierci wieku jest wymysłem mediów lub socjologów, ale doświadczyłam go sama, kiedy odcięłam pępowinę łączącą mnie z rodzicami" - mówi DZIENIKOWI 27-letnia Marta.
Autorka badania Katarzyna Gąska, sama 26-letnia, przytacza definicję kryzysu autorstwa brytyjskiego dziennikarza Damiana Barra: "Masz 25 lat, ale czujesz się jakbyś miał 45. Powinieneś przeżywać najlepszy czas w swoim życiu. Ale jedyne co robisz, to stresujesz się swoją przyszłą pracą, przerażającymi długami, rzekomymi przyjaciółmi i nieistniejącym partnerem. Gdyby twoje życie było filmem, nie wyświetlaliby go w kinie, poszedłby prosto do wypożyczalni. I nikt by go nie wypożyczył”. "Wraz z końcem studiów nieodwołalnie kończy się młodość. Wchodzimy w świat dorosłych, gdzie nie można zawalić wykładów, przebalować nocy bez konsekwencji. I nagle przychodzi świadomość, że studia wcale nie przygotowały nas do dorosłego życia" - dodaje Gąska.
Potwierdza to Dorota Kołodzicka, która brała udział w ankiecie. "Czułam rozgoryczenie, skończyłam dwa kierunki studiów, a rynek pracy wymagał ode mnie praktyki i doświadczenia, kiedy ja postawiłam przecież na wiedzę. Zderzenie z dorosłością było bolesne" - mówi w rozmowie z DZIENNIKIEM.
A może to nie kryzys, tylko zwykłe lenistwo? Profesor Tomasz Szlendak przekonuje jednak, że młodzi ludzie nie są leserami. "Im się naprawdę chce. Problem polega na tym, że nie wiedzą, co ze sobą począć" - mówi. Jego zdaniem ta dziwna niedojrzałość to efekt opóźnionego wejścia w dorosłość. I rzeczywiście, badania potwierdzają, że tradycyjna dorosłość jawi się młodym jako nuda i swoisty koniec życia. Do tego stopnia, że nazwać siebie dorosłym to jak odebrać sobie prawo do czerpania radości z życia. "Moje pokolenie odrzuca dorosłość, którą zna z pokolenia rodziców. Postrzegana jako odpowiedzialna, poukładana i poważna nie jest atrakcyjna" - uważa Katarzyna Gąska.
Pytanie: "Czy uważasz się za osobę dorosłą?” studenci UMK uznali za najtrudniejsze w całej ankiecie. Do tego stopnia, że określili je mianem pytania-killera. "Bo ono rzeczywiście jest zabójcze" - przyznaje ankietowany Kamil Snochowski, który studia kończy z małym poślizgiem, żeby odwlec moment wkroczenia w dorosłość. "Zdaję sobie sprawę, że moim wyborom towarzyszy lęk przed podejmowaniem decyzji. Brakuje mi wiedzy o rynku pracy, zatrudnieniu, jak negocjować płacę, to są bardzo dorosłe rzeczy" - wyjaśnia w rozmowie z DZIENNIKIEM.
"Ja natomiast bałam się odpowiedzialności finansowej. Do stabilizacji potrzebna jest praca, każda, która daje pieniądze, w której nie ma miejsca na realizację marzeń i spontaniczność. Moja praca nie jest moim marzeniem. Robię to, co muszę" - mówi Dorota Kołodzicka.
A czy Wy przechodziliście kryzys ćwierćwiecza?